Strony

poniedziałek, 30 stycznia 2012

4. 'Zasada numer 4.'

Nim zdążyłam podnieść się z kanapy, trzy ciała zepchnęły mnie na podłogę przytrzymując w pomieszczeniu. Czułam jak łzy zbierają mi się w oczach.
- Amy ! - upomniał mnie Louis. - Nigdzie nie idziesz, zostajesz tu !
- Po co mam tu zostać ?! Co mam robić ! - wrzasnęłam rozprostowując się na kanapie, Zayn z Liamem nadal mnie trzymali, żebym im się nie wymknęła. - Nie rozumiesz, że nie mam teraz nic ! Muszę wyjechać... do taty, do Nowego Yorku. - dokończyłam zdrętwiałymi wargami, a przed oczyma widziałam wizje siebie w Nowym Yorku. Słabo mi się zrobiło jak pomyślałam o tych zatłoczonych przez paparazzi ulicach, pod moimi oknami.
- Nie musisz... - odezwał sie Harry, spojrzałam na niego jak głupia. Czyżby..? - Może... - dodał patrząc po chłopakach - Może Amy zamieszka z nami?
Nie chciałam w to uwierzyć... Mogę zostać w Londynie !
- Amy... - mruknął Niall z wielkimi oczami. - Zamieszkasz... z nami ? - powstrzymywałam się resztkami sił, żeby nie krzyknąć, ze uratowali moje życie.
- Yhhmmm.. No ok. - powiedziałam wzruszając ramionami. - Ale... jak ?
- Czasami przyjeżdżała do nas moja siostra, Fizzy. Jest wolna sypialnia, jakieś ubrania, prywatna łazienka. Nie ma problemu.
Chłopcy spojrzeli na siebie nawzajem i uśmiechnęli się. Zayn z Liamem wypuścili mnie już z objęć i pozwolili rozsiąść mi się wygodnie na kanapie.
- No... wystarczy, ze czasami coś nam ugotujesz, posprzątasz, pozamiatasz..., zwykłe domowe prace, wiesz o co chodzi. - powiedział Louis, zrobiłam wielkie oczy. NIGDY ! Ale... nie mam gdzie mieszkać. No, Amy, podejmij pierwszą męską decyzję w swoim życiu. Zagryzłam potężnie wewnętrzną część policzka, przeczesałam włosy i zamyśliłam się głęboko.
- Jasne. - szepnęłam, poczułam się trochę jak... sprzątaczka. - To kiedy mam zacząć ? - spytałam, gubiąc po drodze swoją godność.
- Nie ! - wrzasnęli mi do ucha Liam, Niall, Zayn i Harry porywając się z miejsc i potrącając przy tym jakąs wazę, która spadła na ziemię krusząc się na małe kawałeczki.
- Co nie ? - przeraziłam się, jednak nie mogę tu mieszkać ? Kompletnie straciłam rachubę, podobno kobieta zmienną jest, ale oni przebili już wszystko.
- Nie, Amy, posłuchaj. - zaczął Liam. - Wcale nie musisz u nas 'pracować'. To tylko Louis stroi sobie żarty - powiedział, wzrokiem miażdząc Louisa, który wrócił z kuchni podjadając marchewkę. Możliwe, że w Louisie krył się normalny człowiek, ale nawet jeśli tak, jak dotąd go nie widziałam.
- Będziesz u nas mieszkać, jak... gość. Długoterminowy gość - uśmiechnął się Zayn, a Harry przytaknął głową.
- Ale jak długo ? Nie mogę tu mieszkać, za darmo, przez całe miesiące... - zasmuciłam się, wizja mieszkania z całą piątka przybrała szare kolory. Troche głupio mi było, że własna matka wyrzekła się mnie i zostawiła na lodzie.
- O to się nie martw. - powiedział Harry, przysiadając się do mnie. - Jakoś sobie poradzimy. - objął mnie ramieniem. Poczułam zapach jego perfum. - To co robimy chrzciny ?
- Trzeba to oblać. - zawołał Louis i pobiegł w stronę wielkiego szklanego barku na drugim końcu salonu. Liam przewrócił oczami i podszedł do kuchni wracając stamtąd z 6 kieliszkami. Louis w tym czasie wrócił i od razu każdemu z nas nalał kieliszek czerwonego wina.
- To mocne ? - spytał Zayn mrugając do mnie jednym okiem.
- Taaak. Napijesz się z nami, Ams ?
- Okey, z chęcią. - odpowiedziałam z wahaniem, niegdy tak na prawdę nie piłam, od czasu do czasu lampka lekkiego białego wina na bankiecie z gwiazdami. Upiłam łyka ze szklanego kieliszka i poczułam w ustach gorzkawy smak alkoholu. Bez wahania skrzywiłam się, ale ze zdenerwowania wypiłam resztę za jednym zamachem. Pytającym wzrokiem spojrzałam na Louisa, a ten dolał mi kolejną porcję wina, która po chwili znowu wypiłam.
- Niech, to laska, mocną głowe masz ! - zaczął mnie 'podziwiać' Niall. - Może coś jeszcze mocniejszego ? - zapytał wskazując ręką na dużą butelkę z bezbarwną ciecza. Skinęłam mu głową, a po chwili duszkiem wypiłam nastąpną porcję alkoholu.
***
Pełna energii biegałam po całym mieszkaniu śmiejąc się głośno. Harry, który już od 10 minut gonił mnie, bo ukradłam mu jego iPhone przystanął na chwilę i oparł się głowa o ścianę.
- Dobra koniec tych wygłupów. -powiedział do nas Liam, wstając i upadając po chwili na swoje pierwotne miejsce. Promile we krwi dawały się we znaki.
- Tak, gramy w coś, inaczej zwariujemy tu z Wami ! - krzyknął z kuchni Niall. Rany, co on tam tak długo robi ? Gdyby mógł mieszkać sam, potrzebowałby tylko kuchni i łazienki. Chociaż za pewne łazienki by się wyzbył, żeby wstawić tam ogromniasta lodówkę.
Podeszłam bliżej do Harrego i oddałam mu telefon, puszczając mu oczko. Chłopak usmiechnął się i chwycił mnie za rękę prowadząc do salonu. Poczułam lekkie mrowienie, gdy jego palce splatały się z moimi.  Usiedliśmy na kanapie, a gdy oparłam się głową o jego ramię, objął mnie czule. Powieki automatycznie mi się zamknęły, a na twarzy zagościł uśmiech. Szczery uśmiech, coś nowego w moim życiu.
- Gramy w butelkę ? - wyparował ni stąd ni zowąd Louis. Trochę bałam się konsekwencji tej gry, ale zostałam przegłosowana. Wszyscy chłopcy byli zachwyceni propozycją starszaka, przez co stwierdziłam, ze muszą o sobie wiedzieć na prawdę wszystko.
- Kręce pierwszy. - warknął Zayn wyrywając butelkę z rąk Nialla. Szybko zakręcił nią i wpatrywał się w podłogę. Gdy szyjka butelki wskazała na Louisa, jego oczy były wielkie jak monety dwu-funtowe.
- No, no no...Tomo... - zaśmiał się szyderczo, zaczęłam się trochę bać. - Pytanie... - zaczął obracać w dłoniach długopis - czy zadanie. - specjalnie upuścił długopis na ziemię, co dodało efektu.
- Nie boję się ciebie, Zayn. - zmiażdżył go wzrokiem Lu, przychylając się do niego. Przez parę sekund siłowali się wzrokiem, co wyglądało tak komicznie, że składałam się ze śmiechu, za każdym razem gdy Zayn poruszał brwiami. - Zadanie. - wydusił w końcu Louis.
- Byłem na to przygotowany. Rozbierz się i wyjdź na miasto. - ja byłam w szoku, ale Niall i Harry tylko pokiwali głowami.
- Stary, mogłeś wymyślić coś lepszego.
- To jeszcze nie koniec. - uśmiechnął się Zayn i szepnął coś na ucho Louisowi. Ten rozdziawił usta z wrażenia i spojrzał z przerażeniem na mulata.
- Ty nikczemny - wrzasnął mu do ucha, śmiejąc się równoczesnie.
Po 10 minutach Louis stał przed nami w samych bokserkach i skarpetkach przekraczając próg drzwi. Niall i Liam dopingowali go krzycząc coś w stylu 'Dasz rade, Tomo. Uda Ci się !'. Louis uśmiechnął się i wbiegł na ulice. Kilku przechodniów aż przystanęło z wrażenia, a gdyby ich wzrok mógłby zabijać z pewnością Louis już byłby martwy. Lu nie zważając na nich ruszył w stronę centrum energicznie wymachując rękami. Szliśmy tak zanim równe 15 minut, a gdy już dotarliśmy do małej knajpki ludzie powoli przestali zwracać na niego uwagę.  Louis nie chciał do tego dopuścić i zaczął na cały głos śpiewać najnowszy hit LMFAO 'I'm sexy and I know it' tańcząc równocześnie. Każdy ruch z teledysku był odpowiednio przedstawiony przez Lu, ale tysiąc razy bardziej seksownie. Podchodził do nieznajomych poruszał biodrami, kiwał się, machał rękami i wrzeszczał cały czas 'I'm sexy and I know it'. Wtem pewna starsza kobietka o jasnej cerze i siwych włosach nie wytrzymała i powoli podniosła się z krzesła. Podeszła jak najbliżej Louisa przyglądając się mu zarazem. Razem w parze wyglądali przekomicznie, babulinka mierząca metr czterdzieści pięć w kapeluszu i Louis o wzroście koszykarza. Ni stąd ni zowąd zamachnęła się wielką skórzaną torebką,którą uderzyła go w twarz. Chłopak skulił się z bólu, i zaczął utykać na jednej nodze. Babcia znowu zamachnęła się i tym razem uderzyła go jeszcze mocniej, ale w brzuch.
- I żeby mi się to więcej nie powtórzyło ! - wrzasnęła na pożegnanie i odeszła w stronę Big Benu.
Harry, który ze śmiechu leżał na drodze podniósł się i pobiegł w stronę Louisa.
- Stary, trzy..- jego wypowiedz przerwał nagły, długi atak śmiechu. - ...masz się ? -  dokończył po chwili i wyciągnął rękę, aby pomóc Louisowi wstać.
Pierwsza zasada jakiej się nauczyłam przebywając z chłopakami ?
Zasada #1. Nie zadzieraj z Zaynem. Jest zdolny do wszystkiego.
Po kilku minutach byliśmy już w domu. Louis przykryty 3 ocami nadal trząsł się z zimna i ledwie co zakręcił butelka. Na szczęście lub nieszczęście szyjka butelki wskazała na Harrego.
- Pytttanie... czy..
- Pytanie. - szybko przerwał mu Harry. Nie dziwię się mu się, boję się JEGO zadań.
Louis zamyślił się krótko, po czym podskoczył na kanapie.
- Wiem, wiem! - krzyknął wskakując na przerażonego Nialla. - Kiedy ostatni raz robiłeś sobie...
- MASZ FANTA !- Harry rzucił w Louisa swoją koszulką. Nie uszło mojej uwadze, ze chciał coś ukryć.
Loui złapał koszulkę i zaczął ją przebierać w dłoniach, wąchać, a nawet założył ją na siebie.
Zasada #2 Nie próbuj zrozumieć Louisa. To jest logicznie niemożliwe.
Niall jako pierwszy otrząsnął się z szoku i pobiegł do kuchni. Po kilkunastu sekundach wrócił stamtąd z 3 paczkami chrupków, chipsów, paluszków. Coś czuję, ze jutro nie zmieszczę się do spodni.
Zasada #3 Nie zgadzaj się na to, aby Niall chodził na zakupy. NIGDY. (Już czuję te 4 kg więcej od samego patrzenia na te słodkości).
Powstrzymywałam się jak mogłam, ale te pyszności, aż się prosiły o zjedzenie. Zacisnęłam usta, aż ułożyły się w cienką linie i pokręciłam przecząco głową, na widok Nialla wpychającego mi do ręki paczkę Milky Stars.
Harry chciał przywrócić całą grę do normy i zakręcił butelką. Butelka kręciła się i kręciła wprawiając nas wszystkich w podniecenie. Serce mi się zatrzymało, gdy butelka wskazała na mnie. Właśnie dlatego nigdy nie zgadzałam się na udział w takie gry, ze strachu...  Na sobie miałam tylko bluzkę Nialla i dresowe spodnie, które wzięłam z pokoju Zayna, jeśli nie będę chciała czegoś zrobić, przyjdzie mi w zamian ściągnąć koszulkę... Harry uśmiechnął się do mnie miło i szepnął mi na ucho :
- Nie bój się, będę łagodny. - kątem oka zauważyłam jak wzrok Zayna przesuwa się po nas jak żrący kwas.
- Pff...- zaczęłam się z nim droczyć, nic nie poradzę na to, ze na mnie tak działał. - Nie boję się Ciebie.
- Jesteś pewna ? - udał zdziwionego i jednocześnie skontaktował się wzrokowo z Louisem, który był zbyt zajęty miętoszeniem koszulki Harrego, i zbył go szybko.
- Tak... i wybieram zadanie. - im dłużej czekałam na zadanie, które miał mi zadać, tym bardziej żałowałam swojej decyzji. Cholera wie, do czego Styles był zdolny.
W tym momencie miałam wrażenie, ze usłyszał moje myśli, bo zbliżył się do mnie i zalotnie uśmiechnął.
- Pocałuj mnie. - powiedział zbliżając swoje usta do moich.
Zasada #4 Nie zakochuj się, Amy. Nie zakochuj się...
____________________________________________________

aaaaaaah, nareszcie ! wiem, czekaliście długo,ale myślę, że było warto. akcja się rozkręca i jestem w szoku, bo rozdział nawet mi się podoba ;d ja mam ferie, także pomyślicie, ze bd miała sporo wolnego czasu, aby pisać, ale (nie)stety wylatuję do UK jutro o 10:45, także całe ferie będę w Wlk Brytanii, ale nie martwcie się, jak już napisze to bd 10000 razy więcej akcji niż tutaj ;p Pozdrawiam :)
+ ZA KAŻDYM RAZEM JAK CZYTAM WASZE SŁODKIE KOMENTARZE MAM ŁZY SZCZĘŚCIA W OCZACH, DZIĘKUJE !

piątek, 20 stycznia 2012

3. 'Z innej planety.'

Po przekroczeniu progu wyczułam zapach gotowanego makaronu, którym cały pokój był zapełniony. Po prawej stronie postawiony był staromodny wieszak, a niżej szafka na buty, z których większość już wypadła. Bałagan, zamęt, wszystko to wypełniało cały dom już na pierwszy rzut oka. Rzeczywistość okazała się być całkiem inna - pokoje, do których weszłam były uprzątnięte, a rzeczy w szafkach równo poukładane, kolejny powód dla mnie, zeby nie oceniać rzeczy i ludzi po pozorach. W wielkiej przestrzennej kuchni, rodem z magazynów z meblami stał odwrócony tyłem Harry z samych bokserkach 'pichcąc' coś do jedzenia. Wesoły odwrócił się w moim kierunku trzymając jakąś metalową miskę w dłoniach, która po chwili spadła na ziemię z łoskotem.
- Amy... hej - mruknął do mnie schylając się po upuszczony przedmiot. - Co ty tu robisz ? - zapytał, prostując się i wyraźnie eksponując swoje mięśnie.
- Ja ją tu przyprowadziłem. - dobiegł nas głos Nialla dochodzący z okolic lodówki. Spojrzałam na niego, właśnie wsadził niemalże całą głowę w poszukiwaniu czegos do jedzenia. - Na kolanach mnie błagała, żebym ją przyprowadził do Ciebie, loczek. - zdenerwowałam się lekko, brzmiało to jakbym rzeczywiście czegoś potrzebowała.
- Noo..- zmieszał się Harry przeczesując włosy. - Jak się trzymasz Ams ? Jesteś jednak chora, prawda ?
- Tak, trochę - 'na głowę' dodałam w myślach i usiadłam na fotel, który podsunął mi Niall. Kolejny raz rozejrzałam się wokół i w oczy rzuciło mi sie 'coś' czego nie zauważyłam na pierwszym, drugim, dziesiątym razem. W salonie, zaraz obok kuchni na kanapie leżało 3 kolesi, pewnie pozostali członkowie zespołu. Jeden z nich, z rozczochranymi włosami, w bluzce w paski podszedł do Harrego i klepnął go w pośladek.
- Auu..! - wrzasnął na cały głos Loczek, czym rozbudził pozostałym chłopców. - Rany, Louis, gościa mamy ! - ostrzegł bruneta i wymierzył mu krótki cios w lewe ramię.
- To znaczy, ze całą akcję przełożymy na noc, co nie ? - zaśmiał się i zwrócił do mnie - Zwykle nie jest taki nerwowy - wskazał palcem na bruneta, ustami dokładnie sylabując  słowo 'dupek' - Jestem Louis, piękna pani, damo mego serca... - i zanim zauważyłam wziął mnie na ramiona i zaprowadził do sypialni. Nie mogłam wyjść w szoku. Co on wyprawiał ? Kiedy doszliśmy do małego pokoju o ładnych, stonowanych kolorach ścian przyłożył mi palec do ust, na znak milczenia, a sam odwrócił się  w stronę drzwi.
- Daję sobie rękę uciąć, ze zaraz wparuje tu wściekły Harry. - szepnął mi na ucho.
- Ale dlaczego - nie potrafiłam zrozumieć, o co chodzi. Louis był, jak... z innej planety.  Oni wszyscy, ta atmosfera, taka przyjemna, rodzinna, wszystko takie prostsze.
- Louis, cholera wracaj tutaj, migiem !  - usłyszałam głos Harrego zgodnie z przewidywaniami Louisa.  Ten spojrzał na mnie wzrokiem 'a nie mówiłem'
- Ale czemu ? - zastanawiałam się.
- Musisz zrozumieć, ze Harry jest chorobliwie zazdrosny o swoje dziewczyny. - mrugnął do mnie i podparł się ręką o ścianę. - A zwłaszcza o te ładne.
- Coo ? - prawie krzyknęłam i zaczęłam się krztusić własną śliną. Louis klepnął mnie kilka razy w plecy i bacznie mi się przyglądał. Czyżby Harry opowiedział im inną wersję naszego spotkania na polanie ? - My z Harrym... My... Nie jesteśmy razem. - przytaknęłam dla efektu głową.
- Nie ? - zdziwił się. - Ale.. ale... Jak to ?
- Poznaliśmy się wczoraj, pogadaliśmy trochę, ale tak poza tym... nic. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Ciekawe ile wyczuł w tym kłamstwa.
Louis nadal patrzył na mnie jak na idiotkę, czyżby coś podejrzewał. Albo... Harry ! - zaświtało mi w głowie. Muszę z nim porozmawiać - spojrzałam na bruneta, który wyglądał na zbitego z tropu - i to jak najszybciej.
- Co masz na bluzce ? - zapytał mnie po chwili, krzywiąc się. - Jakiś nowy wzór ? - wskazał na wielką plamę po kawie na bluzce od piżamy.
- O mój Boże... - chwyciłam sie za głowę. Jak mogłam zapomnieć ? - Niall wylał na mnie kawę. - wytłumaczyłam mu krótko.
- No tak - uśmiechnął się pod nosem - cały Niall - dodał i ruszył w stronę wielkiej lustrzanej szafy. Pogrzebał w niej nieco i wyciągnął z górnej półki jasnozieloną koszulkę z napisem 'Free Hugs'.
- Masz, przebierz się. Skoro Niall Cię oblał, weź sobie jego bluzkę. - podziękowałam i przyjrzałam się z bliska koszulce. Rozmiar L, utopię się w niej... Już zamierzałam zciągnąć swoją koszulkę, ale...
- Louis ? - zapytałam bruneta siedzącego na łóżku i rozglądającego się wesoło wokoło.
- Tak ? - odpowiedział, spoglądając to na mnie, to na bluzkę. - Coś nie tak z koszulką ? Niall to brudas, moze być coś nie tak... Ostatnio poplamił ją krewetkami, a wcześniej ślimakami, które jedliśmy w Paryżu, żebyś tylko widziała jak jeden z nich tak fajnie spłynął idealnie po literce 'R'. - Ughh ! Spokojnie przeżyłabym nie wyobrażając sobie tego.
- Nie... wszystko ok... z koszulką... - powiedziałam i spodziewałam, że zrozumie co mam na myśli. Dyskretnie rzucałam spojrzenie na drzwi. Louis nieświadomie pokiwał głową, jednak nic nie rozumiał.- Ale...
- Louis, wyjdź ! - wrzasnęłam zdenerwowana, ale sam widok Louisa uciekającego przede mną rozbawił mnie do łez.  Wtedy już spokojnie przeprałam się w bluzkę, a moją poplamioną wrzuciłam do torebki. Z przerażeniem stwierdziłam, że bluzka wcale nie jest taka wielka, a ja prawie idealnie do niej pasuje ! Wychodząc z pokoju, usłyszałam już charakterystyczne dźwięki chłopaków, a kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam cały zespół już na nogach. Jakoś tak cieplej na sercu się robiło, ujrzawszy ich wspólne wygłupy. Jeden z tych, których nie znałam, szatyn, o ciemniejszej karnacji podszedł i przedstawił się.
- Heeeej - powiedział nieudolnie chcąc zamaskować ziewanie - Wybacz. Jestem Zayn, przez 'y', a nie 'i'. - Wtem drugi z nich ciemny blondyn przechodzący na jasny brąz również podszedł do nas.
- Cześć Amy, miło Cię poznać. Jestem Liam, ten poważny-uśmiechnięty  mruknął do mnie, szybko wyciągając rękę.
- Miło Was poznać, Zayn przez 'y', a nie 'i' i Ty Liam, ten poważny.  - dobiegł mnie przerywany, ale głośny dźwięk śmiechu Nialla.
- Ładnie wyglądasz - szepnął mi na ucho Harry przytulając się lekko do mnie. - No co, ma taką koszulkę, no - powiedział do Liama, który zmierzył go wzrokiem na widok, tego jak mnie przytulał. Poczułam jak policzki malują mi sie na czerwono.
- Więc, młoda gwiazdo...- zaczął Louis, prychnęłam. - Co sprowadza Cię w nasze... jakże skromne - ciałem starał zakryć najnowszej generacji plazmę - progi.
- Pomyślałam, ze fajnie byłoby...- przerwałam na chwilę, aby przypatrzeć się Niallowi, który pochłaniał 2 porcję spaghetti, którym zaczęliśmy się zajadać parę minut wcześniej. - się poznać - dokończyłam w wielkim szoku. Jak ktoś tak 'wychudzony' może TYLE jeść. - Zresztą, Ed całkiem sporo o Was mi opowiadał.- Ed, czyli jeden ze 'znajomych' Caroline przychodził do nas czasami i wspominiał tak zwane ostre weekendy z 1Direction. Z czasem jednak, zaprzestał wizyt, po tym jak Carol zaczęła machać dupą na lewo i prawo. Nie przejmowała się tym, ze przez nią straciłam jednego z bliskich przyjaciół, powoli zapominałam jak było dobrze mieć przy sobie kogoś takiego jak Ed.
- Ach.. Ed - zasmiał się Zayn. - To jest dopiero gość. 0 w 100% się z nim zgadzałam, niewielu było takich jak Ed. Dlatego był taki wyjątkowy. Całkiem jak czterolistna koniczyna.
Po chwili zakończyliśmy 'obradowanie' nad spaghetti i przenieśliśmy się do salonu, a Niall włączył nam najnowszą stację w TV 'News'. Uwielbiałam ją, było tam wszystko, najlepsze hity, najnowsze plotki, najprzystojniejsi faceci, wszystko naj.
- Więc, Amy... Amy, to skót od Amanda, tak ? - zapytał mnie Liam podchodząc w niewiadomym celu do okna.
- Po prostu Amy. - odpowiedziałam przecierając ręce. Jak długo miałam udawać, ze wszystko jest dobrze ?
- Wszystko w porządku..? Jesteś jakaś przybita. - zauważył poprawnie Harry.
- Nieee, nic. To..to... całkiem długa historia.- zdecydowałam się. poproszę ich o pomoc. - Opowiem Wam po programie, dobrze ?
Chłopcy pewnie zrażeni moją obojętną odpowiedzią skupili się na programie, który akurat leciał w telewizji. PO nowościach z życia "gwiazd" Disneya, przyszła pora na świat showbiznesu. Szczupła prezenterka, ubrana w niemodną wełnianą spódnicę, biłą bluzkę i przereklamowane szpilki uśmiechnęła się sztucznie i powiedziała :
- Witam ponownie, po krótkiej przerwie. Wracamy do najnowszych plotek, które ożywią wasze serca, umysły i nie tylko (Harremu udało zamaskować atak śmiechu, nagłym napadem kaszlu). Z pewnych źródeł wiemy, iż dzisiaj sławna prezenterka Caroline Flack.. - oniemiałam. Jak wiele widzieli Ci paparazzi ?
- ... po raz kolejny zabawiała się z młodszym mężczyzną w swoim apartamencie. Z miejsca zdarzeń dzisiejszego ranka uciekła córka p. Flack, Amy. Jak dotąd nie wiadomo gdzie się podziewa. - na ekranie pojawiło się zdjęcie, które fotoreporterzy musieli zrobić kiedy wychodziłam z mieszkania. O, cholera. - Pani Flack skomentowała sprawę jasno i krótko: - dała krótką pauzę, a na ekranie pojawiła się moja matka, w samym szlafroku, z workami pod oczyma, wrzeszcząca do zaciekawionych reporterów jedno zdanie :
- JA NIE MAM JUŻ CÓRKI.
Czułam na sobie spojrzenia całej piątki. Wymownie spojrzałam na każdego z nich po kolei i wzruszyłam ramionami.
- To chyba jednak nie taka długa historia. - i wybiegłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
no i wróciłam, przyznaję, ze miałam całkiem spore problemy z napisaniem tego rozdziału, zastanawiałam się nawet czy jest sens w prowadzeniu bloga i pisania kompletnego badziewa, ale oto jestem znów. Myslę, że rozdział Wam się spodoba, i nadal tak chętnie będziecie odwiedzali mojego bloga. Zasada 7 komentarzy lub więcej - nowy rozdział następnego dnia - działą od dzisiaj.dziękuję za wsparcie ;)

wtorek, 17 stycznia 2012

2. 'Chytry uśmiech.'

 `zanim zaczniesz czytać puść : KLIK - Autorka`


Niczego nienawidzę bardziej od swojego budzika kupionego na aukcji charytatywnej z autografem Beyonce. Ma tak wspaniałe poczucie czasu, ze potrafi zniszczyć każdą nawet najcudowniejszą sytuację, nie ma co się dziwić, w końcu to budzik. W dodatku okropnie zagina czasoprzestrzeń, wstaję o 6:30 zamykam oczy na 5 minut, otwieram a tu 8:43, no coś tu nie halo. Nie zdarzyło się to pierwszy raz, dlatego i tym razem dałam sobie spokój z lekcjami. Otwarłam oczy, otrząsając się mojego snu z Antonio Banderasem i powracając do codzienności. Podniosłam się delikatnie czując jak mięśnie odmawiają posłuszeństwa i nakazują nadal leżeć w łóżku. Zdrowie rzeczą świętą, więc z łatwością uległam.  W głowie mi huczało i chyba miałam gorączkę. No proszę, mogę zostać prorokiem, kariera murowana. Nie wiem, co ostatecznie zmusiło mnie do wyjścia z ciepłego pachnącego nowością łóżka i wejścia do zimnej, opustoszałej, przesiąkniętej goryczą kuchni. Przechodząc obok salonu po raz kolejny ujrzałam dobrze znany mi widok mojej mamy leżącej na kanapie, przykrytej kocem z rozmazaną szminką, na kacu po całonocnej imprezie u jakieś gwiazdy. Uśmiechnęłam się lekko, brakowało mi tej matki, która pomagała mi jeździć na rowerze, która kupiła mi pierwszy tusz do rzęs, która dosyć ogólnie, rozmawiała ze mną na temat pierwszych zbliżeń. Brakowało mi tej Caroline, która miała u mnie autorytet jako przykładowa matka i żona mojego taty.  Na miejscu żalu wkroczyła jakże dumna i emanująca pewnością siebie złość. To przez nią teraz jest jak jest, przez nią odszedł tata, przez nią i jej 'zabawy'. Wybiegłam z salonu pod wpływem chwili, czego zaraz pożałowałam. Chciałam móc znowu dogadywać się z Caroline tak jak wcześniej... Tylko dlaczego nie potrafiłam ? Usiadłam na parapecie przy oknie i wpatrywałam się w przejeżdżające auta. Z obrzydzeniem stwierdziłam, że w nocy spadł śnieg. Kolejny powód do niezadowolenia i ciągłego użalania się nad tym jakie to moje życie jest do bani.
- Mraaau - usłyszałam dźwięk dochodzący z drugiego kąta kuchni. To Jeffrey, mój czarny, przynoszący pecha kot, którego za nic w świecie nie chcę się pozbyć, drapał łapą o szafkę, gdzie odłożyliśmy jego kukurydziane chrupki.  -Miaaau ! - piszczał nadal, jakby były jakiekolwiek nadzieje, ze ruszę się i dam mu coś do jedzenia. Głupi kot, jednym słowem mówiąc.
- No jasne, chyba śnisz - Tak, rozmawiam z kotem, łyso Ci ? - Chodź tutaj, dam Ci coś. - zawołałam do niego, a Jeffrey posłusznie wskoczył na parapet zahaczając przy okazji o moje jedwabne spodnie z piżamy. - Nic nie szkodzi - uśmiechnęłam się, kot rozumie lepiej niż niektórzy ludzie. Zaczęłam głaskać go, a ten stale domagał się ode mnie jakiegoś jedzenia i miauczał niemiłosiernie czy wierzgał się w różne strony.
- No dobra, dobra. Wygrałeś - zaśmiałam się i podniosłam się zrzucając kota na podłogę. Szybkim, opanowanym do perfekcji ruchem wyciągnęłam jedzenie dla niego i wrzuciłam do miski. Wróciłam do swojego poprzedniego umiejscowienia i zaczęłam się zastanawiać, czy paparazzi dają nam dzisiaj spokój, czy raczej spróbują 'wtapiać' się w tło udając, ze znają się na ludziach. Swoją drogą udawało im się to jak prosięciu w Jeziorze Łabędzim, ale to tylko szczegół. Chyba za dużo powiedziałam, bo na ulicy zaraz za wielką, czerwoną ciężarówką pojawiło się około 6 dobrze mi już znanych, czarnych terenówek należących do dziennikarzy. Zaczyna się. Wstałam z parapetu, a zanim zasłoniłam rolety pozdrowiłam ich wszystkich środkowym palcem. Mam gwarantowane minimum 3 strony artykułu o tak zwanej 'trudnej młodzieży' i rozkwicie bezczelności w XXI wieku. Wzruszyłabym się, ale tusz od Diora by mi się zmył, a swoje to on kosztował.   Pierwszy raz tego dnia spojrzałam na swoje lewe przedramię. Były na nim napisane jakieś cyfry, a pod nimi nabazgrany czyiś podpis. "Harry" - to głosił napis. Powoli przypominałam sobie wczorajszy wieczór spędzony na "naszej" polanie. Moją czujność zbudziły kroki, które rozlegały się tuż za mną. Z pośpiechem odwróciłam się zakrywając lewą rękę, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak moja mama.
- Już przyjechali, tak ? - zapytała ochrypłym głosem, normalnym jak na kaca. Odgarnęła włosy do tyłu i spięła gumką wypinając pierś do przodu. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że jednak wciąż, mimo wieku, jest seksowna.
- Tak. - odpowiedziałam krótko, spuszczając wzrok. Od dawno nie umiałyśmy ze sobą rozmawiać, ale przecież dzisiaj miało się to zmienić... Miałam docenić jej starania, stać się wyrozumiałą córką. Tak miało być, a wyszło jak zawsze.
- Która godzina ? - zapytała, siadając na kanapie i odchylając głowę w tył. Zawsze tak robiła, kiedy ją bolała.
- Koło 10. - mruknęłam w odpowiedzi, a Caroline spojrzała na mnie znad doklejonych rzęs.
- Dlaczego nie jesteś w szkole ? - warknęła do mnie, opryskując przy tym śliną i przy okazji niszcząc okazję do poprawy stosunków między nami.
- Dlaczego nie jesteś w pracy ? - odszczeknęłam się mrużąc oczy - I dlaczego znowu paparazzi okupują wszystkie możliwe okna w domu ? Co się wczoraj działo, może mi powiesz co ? Czy może mam się dowiedzieć na łamach idiotycznego magazynu o największych skandalach stulecia, hmm..? - ciągnęłam nadal, widziałam jak strasznie się wkurzyła. Teraz albo nigdy...- Może znowu zaciągnęłaś swojego 18-letniego asystenta do łóżka, a potem cała Anglia będzie miała w nosie moje prywatne życie, śledząc mnia na każdym kroku i pytając co na to tata ? - wykrzyczałam jej w twarz, czując jak łzy skraplają się na policzkach. Podniosła się z fotela, dotknęłam jej czułego tematu. -  Masz mi coś do powiedzenia ? - wrzasnęłam kolejny raz tak głośno że po całym domu rozniosło się echo.
- Córciu... Tym razem nic nie zrobiłam, córeczko... - zaczęła przesadnie słodkim głosem, którego używa zawsze na antenie. - Tym razem nic, na prawdę. - Miała na mnie tak wielki wpływ... byłabym skłonna życie za nią oddać, gdyby to wszystko naprawiła. Otarłam łzy i spojrzałam na sufit hamując kolejne krople żalu. Caroline podeszła do mnie i przytuliła lekko opierając moją głowę na jej ramieniu.
-Carol... - po apartamencie rozniósł się męski głos, a chwilę później moim oczom ukazał się półnagi blondyn ze zdezorientowanym wzrokiem. Zgubiłam się w skali rzeczywistości. Mdłości mnie brały jak widziałam w swojej wyobraźni co musiało się stać, moja matka znowu zaciągnęła jakiegoś nastolatka do łóżka. Jeśli oczy mnie nie mylą był to jeden z modeli, którego poznałam kilka miesięcy wcześniej na pokazach w Mediolanie. Wydawałby mi się całkiem interesujący, miły, przystojny, zabawny, ale wolał starsze. Dokładniej rzecz biorąc w wieku mojej matki. A jeszcze dokładniej rzecz biorąc, to wolał moją matkę.
- C-Carol... - wykrztusiłam wyrywając jej się z objęć. Cała "magia" tej chwili odpłynęła nieubłaganie. Widziałam jak Caroline szykuje sobie w głowie gotową historyjkę, żeby wytłumaczyć swoje szczeniackie zachowanie, ale nie zdążyła mi jej opowiedzieć, bo ją ubiegłam. - Daj sobie spokój, wyprowadzam się - i zanim ona i mój zdrowy rozsądek zdążyli zaprotestować wybiegłam z domu porywając płaszcz, buty i torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Zaraz po wyjściu, jak zwykle oślepił mnie znany błysk fleszy oraz otoczyła gromada ludzi. Tego wszystkiego było za wiele, dzięki zasłonie z moich długich, czarnych, falowanych włosów fotoreporterom nie udało się zrobiż kompletnego zdjęcia aby udowodnić, ze to ja właśnie uciekam z domu, gdzie moja matka pieprzy się z jakimś nastolatkiem. Zawsze jakieś pocieszenie. Wyszłam na ulice w totalnym chaosie. Co teraz ? Dokąd iść ? Jeden impuls przemknął  mi przez głowę. Spojrzałam na swoje lewe ramię, a chytry uśmiech samowolnie pojawił się na mojej twarzy. Wyciągnęłam z torebki telefon i wystukałam drżącymi palcami numer telefonu Harrego - mojej ostatniej nadziei. Z niecierpliwością czekałam, aż usłyszę jego zachrypnięty rockowy ton głosu... ale się nie doczekałam. Zbliżała się już godzina 11, a ja nadal bezbronna, zziębnięta włóczyłam się jak cień po Londynie. Dopiero po chwili ogarnął mnie strach... Nie mogłam wrócić do Caroline, tata w Nowym Jorku, a Harry... nie mogę mu się wpakować do mieszkania. Wydałam z siebie krótki porwisty jęk rozpraczy i zwróciłam głowę ku niebu.

`Włącz : KLIK - Autorka`

W moje nozdrza wdarł się zapach parzonej kawy, którą wprost uwielbiałam najbardziej na świecie. Do kawiarni doszłam za tym cudownym zapachem, który otoczył całe miasto. Rozpięłam płaszcz ukazując moją bluzkę z piżamy i ustawiłam się w kolejce za gromadą niewyspanych, marudnych ludzi, z których każdy zaczął narzekać, to na złą pogodę, to na pracę. Chciałam się dołączyć, ale bałam się, ze skasuję ich moimi problemami : matka podczas kryzysu wieku średniego, ojciec tysiące kilometrów dalej, ja bez mieszkania szwendająca się po całym Londynie z piżamie, o tak, to brzmiało nieźle. Zaśmiałam się na widok pewnego nieporadnego blondyna, który próbował unieść w jednej ręce 5 białych kaw.
- Czekaj, pomogę Ci... - podeszłam do niego i próbowałam mu zabrać nadmiar kaw. Raz na jakiś czas wypadałoby pomóc komuś w potrzebie. - Podaj mi tylko... - wydukałam spoglądając ukradkiem na blondyna, który lekko się zarumienił. Coś odwróciło moją uwagę i nie zauważyłam, gdy blondyn podawał mi jedną z kaw, a jako, ze mój poziom pecha dzisiaj był maksymalny zdarzyło się to, co zdarzyć się mogło. Kawa wysunęła się z ręki chłopaka i całą wypłynęła na moją bluzkę. Czułam jak cały dekolt roztapia się pod wpływem ciepłej wody, a bluzka przylega do całego ciała.
- Przep-raszam - zaczął blondyn, ogarnęła mnie wściekłość, nie miałam nic na przebranie. Spojrzałam na zakłopotanego chłopaka, ten uśmiechnął się lekko, ale za to cudownie, ze aż musiałam wstrzymać oddech. - Emmm..- podrapał się po głowie, rozglądając po pomieszczeniu, ale czułam jego wzrok na swoim ciele. - Może... chodź do mnie, dam Ci coś na przebranie, co ?
- Niee, nie trzeba dam radę. - warknęłam zła, jeszcze brakowało, żebym ja wparowała do łóżka z jakimś kolesiem. Nieważne jak bardzo przystojnym... Przyjrzałam się blondynowi z bliska, jego oczom, włosom, temu charakterystycznemu uśmiechowi. - Ty.. Ty jesteś... -  zaczęłam głośno, ale blondyn zatkał mi usta ręką.
-Cii.. ! - szepnął wybałuszając oczy na mnie. - Jesteś fanką, tak ? Dam Ci autograf, co tam chcesz, ale nie krzycz. - wyrwałam sobie jego rękę z twarzy.
- Nie jestem fanką - warknęłam mu w twarz, lekko posmutniał. - Ale ty znasz się z tym Harrym, noo.. - zamyśliłam się, jak on miał na nazwisko ? - Tym Harrym, takim, takim... no kurna, cztery sutki, no ! - wrzasnęłam na cały głos zdenerwowana z powodu swojej krótkiej ale rzeczowej pamięci.
- Aaaa... - Blondyn domyślił się, o kogo chodzi. - Styles..? Loczek, no tak, cztery sutki, racja. - z moich ust wydobył się cichy harkot.
- Tak, o to chodzi, powiesz mi gdzie on mieszka ? - przeszłam do sedna sprawy, zanim doszedł do mnie sens tych słów. Chciałam zamieszkać w domu razem z piosenkarzem najnowszego boysbandu.
- Mieszkam z nim, ja i jeszcze 3 innych. Z chęcią Cię tam zaprowadzę. - zgodziłam się, przytakując głową. Już nawet nie przeszkadzało mi 5 nieznanym mi kolesi, ważne, żebym miała gdzie mieszkać. Jak się dowiedziałam, blondyn miał na imię Niall i strasznie dużo gadał. Podczas 15 minutowej przechadzki dowiedziałam się wielu istotnych szczegółów poczynając od ostatniego wypadu do klubu, po najnowsze plany na weekend. Niall miał w sobie coś, co nakazywało mi się uśmiechać za każdym razem gdy na mnie spojrzał. Szczerze uśmiechać... Doszliśmy na miejsce i staliśmy pod wielkimi drzwiami średniej wielkości apartamentu. Wstrzymałam oddech i powoli przekroczyłam próg mieszkania, czułam jak moje serce stanęło w miejscu...

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, miło mi czytało się komentarze do 1 rozdziału, także zawzięłam dupę i prosze oto efekt. Pisałam to do 2 w nocy i dokańczałam popołudniu. Mi osobiście rozdział się nie podoba, ale musiałam przedstawić Wam stosunki pomiędzy Amy, a jej matką... Zapraszam do komentowania.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

1. 'Garnek złota.'

 Szybko wybiegłam ze szkoły zakładając w pośpiechu czapkę na głowę i odgarniając z czoła spocone włosy. Właśnie rozpoczynają się Winter Holiday, a mój organizm już przygotowuje się na atak choróbska. Pięknie, zapowiadają się miłe dni spędzone pod kołdrą czytając romanse, spoglądając w okno i czekając na księcia z bajki. Uśmiechnęłam się z kpiną do siebie mijając swoje odbicie w oknie pewnego budynku. Policzki były czerwone, oczy iskrzyły, a mój przyklejony uśmiech wyglądał prawie idealnie. Przez ostatnie parę miesięcy dzielnie wstałam z łóżka i stawiałam czoła wścibskim paparazzi okupującym mój ogródek. Każde wyjście z domu powodowało nagłe, krótkie błyski aparatów oślepiające moje zielone tęczówki. Cud, ze nie było ich teraz, szlag mnie trafiał za każdym razem, gdy słyszałam : "Amy..Amy, jak skomentujesz całą tą sytuację..? Amy, odpowiedz. Amy, czy to prawda... Co na to wszystko Jake..?" Jak idiotka uśmiechałam się do nich, posłusznie grając rolę "słodkiej idiotki" za którą mieli mnie oni, jak i ich czytelnicy. Rozejrzałam się szybko wokoło, a w oczy rzuciła mi się opustoszała ulica w centrum Londynu. Środa, godzina wieczorna, a a cały Londyn tylko dla mnie. Uśmiechnęłam się szeroko, zapowiada się ciekawy wieczór...
Nie rozglądając się nawet przebiegnęłam przez pustą ulicę z ekscytacją oczekując najbliższych godzin. Na nieszczęście miałam na sobie ciepły zimowy płaszcz i dosyć ciężką torebkę od Chanel, a przebiegnięcie tak nawet tak małego odcinka nasiliło moją jakże marną kondycję. Nie ma co, Am... w lato bierzemy się za siebie. Wynajmujesz prywatnego trenera Rihanny i ćwiczysz. Zero biegania po wystawach w Paryżu, wizyt we Włoszech biegając po pokazach mody, kreując postawę niezainteresowanej niczym poza czubkiem skorygowanego nosa 17-latki. - pomyślałam do siebie i automatycznie podniosłam kąciki warg, słysząc idealnie wyperswadowane kłamstwo. Chwila refleksji i wracamy do punktu wyjścia.
Powoli, stąpam delikatnie do nierównym chodniku z szpilkach idealnych na Londyńską, deszczową pogodę. Czy tylko ja wyczuwam tu nutkę sarkazmu i kapkę kłamstewka jak zwykła mówić moja mama ? Skręcam w prawo w miejską uliczkę pełną pozamykanych sklepów. Ponura atmosfera i  otaczająca ciemność mogłaby nie jednego przyprawić o dreszcze. Nie mnie, lubię tą gęsią skórkę, kiedy przechodzę około pólnocy obok cmentarza, lubię się bać, a to już trochę nienormalne.  Warunki stawały się coraz gorsze, niebo pociemniało, a moje buty zaczęły przemakać. Optymistka ze mnie, przemakać to drobne słówko w stosunku do rzeczywistości. Czułam jak starannie malowany, czerwony lakier do paznokci promowany na najnowszych pokazach rozlatuje się na kawałeczki. Wniosłam oczy ku niebu, a ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam tęczę. Tak pięknej, cudownej i wielkiej nie widziałam już lata. W Londynie bardzo rzadko można było zobaczyć tęczę. Każdy ma w sobie duszę dziecka. Ja także, choćbym nie wiem jak dojrzałą udawała. Z mojej krótkiej obserwacji wynikło, ze jeden z końców tęczy może znajdować zaledwie parę metrów ode mnie ! Garnku złota, nadchodzę ! - zaśmiałam się w myśli, ale w gruncie rzeczy do serca wzięłam sobie dotarcie do końca tęczy. Zaczęłam biec w kierunku mojego upragnionego celu, ale na daremnie. Szpilki nie są odpowiednią formą obuwia dla atletów. Pod wpływem chwili i własnej głupoty schyliłam się i ściągnęłam je, drugą ręką szukając w torebce pary trampek z Converse. Moje poszukiwania były złudne, tenisówki zostały zapewne na dnie szafy w apartamencie.  Przeklęłam siebie w duchu za swoją głupotę, ale nadal trzymając szpilki  w jednej ręce, a torebkę w drugiej biegłam przed siebie. Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko... spełnienia tego dziecięcego marzenia. To był ten pierwszy raz, kiedy przyznałam, ze jeszcze jestem dzieckiem. Wydostałam się z miejskich uliczek i dobiegłam do ciemnozielonej polany o stromych zboczach. Wbiegnięcie tam było jeszcze gorsze od całorocznych lekcji w-f, ale porzucając torbę i szpilki przy zboczach pagórka dało mi lekkiego kopa. Wbiegłam szybko na górę rozglądając się ciekawa świata jak dziecko. Automatycznie uśmiech zagościł mi na twarzy, po czym zniknął. Normalka, rozczarowanie. Koniec tęczy..? Tsa, jakiej tęczy. Na niebie nie było nic poza granatowymi chmurami. Za to na polance leżał pewien chłopak, może to nie garnek złota, ale zawsze coś. Podniósł głowę w moją stronę i uśmiechnął się.
- No co, moje piękne oczy widzą... Koleżanka też szukała końca tęczy ? - powiedział ochrypłym głosem odgarniając z twarzy brązowe loczki. Zmierzył mnie wzrokiem o sekundę dłużej przyglądając się moim gołym stopom.
- Taa, oczekiwany garnek złota odszedł w zapomnienie - odpowiedziałam po chwili orientacyjnie rozglądając się wokoło jeszcze raz. Mój 'kolega' wstał, otrzepał się z resztek ziemi, po czym próbował podać mi rękę.
- Hej - mruknął i wyciągnął prawe ramię w moją stronę, wymierzyłam mu lodowate spojrzenie na widok jego ubłoconego płaszcza. - No..tak... Dama, wybacz. - dodał po chwili kiepsko udając urażonego, a ja nie czekając jak dalej na rozwój sytuacji odwróciłam się plecami i podreptałam w stronę moich przemokniętych butów oraz torebki. - Jestem Harry Styles. - usłyszałam za sobą.
- Miało to na mnie zrobić jakież wrażenie ? - zapytałam wyrzucając z siebie zbędne emocje. Dobrze wiedziałam kim jest, z kim pracuje, za kogo się ma. Takich typów pełno na tym świecie.
- Nie, chcę się tylko przedstawić, a Ty chamsko odwracasz sie do mnie plecami. - oświadczył nadal się uśmiechając.
- Jestem chamska, tak ? - wyparowałam nie zważając, że upuściłam torebkę spowrotem w błoto. - Kto normalny chce się przywitać jednocześnie chcąc wysmarować kogoś błotem ?
- Ahh, tak. Wybacz. - zakłopotał się i uśmiechnął delikatnie na znak przeprosin. Serce mi zmiękło na widok tych oczu. Nigdy nie lubiłam zielonych oczu, nawet u siebie, jako 12-latka nosiłam szkła, aby zmienić odcień na niebieski, ale te oczy... były po prostu niesamowite.
- Jasne, jasne - ciągnęłam nadal udając urażoną, nie tracąc dumy.
- Tak swoją drogą...- zaczął Harry - bardzo ładnie wyglądasz jak się denerwujesz... Policzki Ci się czerwienią. - zaśmiał się cicho, pewnie chciał, żebym tego nie zauważyła. Kretyn - tylko to przemknęło mi przez myśl. Chociaż... całkiem przystojny kretyn. Nie dałam rady dłużej udawać napuszonej i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ok, rozumiem. - uśmiechnęłam się szerzej, już samowolnie. Rany... te jego oczy.
- Zaraz, zaraz... Skąd ja znam ten uśmiech ? - zaczął coś podejrzewać. Czułam jak miażdży mnie wzrokiem. - Możesz powtórzyć jak się nazywasz ?
- Jestem Amy. - mruknęłam cicho, pozwalając mu się napawać tą chwilą. Ta Amy...Ta słynna Amy Flack.
- Flack..? - powiedział patrząc na mnie wielkimi oczami. Usta zaczęły mu się otwierać, a ręce jakby zdrętwiały.
- Tak, Amy Flack. - Po raz pierwszy czułam się zażenowana tym, jak się nazywam. - Moja mama to Caroline Flack, pewnie kojarzysz. - dodałam z ironią w głosie. W jego oku zauważyłam dosyć charakterystyczny błysk, jak dla flirciarza.
- Taak, Ciebie kojarzę... byłaś na ostatniej okładce magazynu 'People'. Miałaś takie fajne okulary przeciwsłoneczne... w środku zimy. - zaśmiałam się, on był całkiem... gdyby nie ten błysk na dźwięk imienia mojej matki. Pfff... Skończ widzieć w ludziach tylko wady. - warknęłam do siebie w myślach. Restart : On był całkiem jak... jak mój osobisty garnek złota...