Strony

sobota, 25 lutego 2012

7. 'Niepewność.'

Życie to jedna wielka niewiadoma, ale co z uczuciami..?
Do napisania zainspirowała mnie lekcja WDŻ wczorajszego popołudnia.
Marek Grechuta - Niepewność KLIK
Wiem, że okropnie zepsułam ten rozdział.

Po raz kolejny obudziłam się z bólem głowy. A to niespodzianka, czy w tym domu są w ogóle jakieś tabletki? Wywlekłam się z łóżka prawie uderzając głową o róg szafki nocnej. Niewiele brakowało, a miałabym wymówkę, gdyby ktoś mi powiedział, ze musiałam się nieźle pierdolnąć w głowę oświadczając mu swój nowy pomysł, jak zawładnąć światem. Ociężałe powieki na ułamek sekundy zamknęły mi dopływ do światła, podczas gdy w głowie wirowało w rytm dubstepu. Poczułam, że wczorajszy jogurt zjedzony rano podnosi mi się do gardła. Podpierając się o łóżko wstałam i natychmiast pobiegłam w stronę łazienki, tak mocno trzaskając drzwiami, jak tylko się dało. W połowie drogi fala mdłości minęła, ale mimo tego nadal kierowałam sie w kierunku ubikacji.  Moja dłoń spoczywała już na klamce, ale nie mogłam otworzyć drzwi. Z wewnątrz dobiegał mnie śpiew - ktoś genialnie śpiewał moją ulubioną piosenkę Chrisa Browna With You, a to oznaczało, ze jednak jest w środku. Stojąc tak przy drzwiach i podziwiając talent śpiewaka wyglądam i czułam się jak kompletna idiotka, a co więcej jak... fanka. Potrafiłam tak się zasłuchać, ze kompletnie straciłam rachubę czasu. Drzwi otworzyły się nagle, a przede mną stanął Zayn w samym ręczniku przewiązanym na biodrach. Dosyć niecodzienny widok. Poczułam w powietrzu zapach wody po goleniu, a mimo tego nadal wpatrywałam się w tors Zayna. Bąknęłam tyko dosyć krótkie i aroganckie "Sorry" i uciekłam błądząc gdzieś po korytarzach.
- Amy... - zawołał za mną.  Nadal w samym ręczniku. - Chce pogadać. - Dlaczego tak bardzo nienawidziłam tych dwóch słów? - Dlaczego tak na mnie reagujesz?  - wyrzucił z siebie, a widziałam, ze było mu ciężko. - Nie wiem co Ci zrobiłem, na prawdę. Ale mimo tego, przepraszam Cię, chcę móc się z tobą dogadać, ale coś jest nie tak pomiędzy nami.
Sama zadałam sobie te pytanie: Dlaczego nie potrafiłam się jak dotąd dogadać z Zaynem?
- Nic nie szkodzi. - mruknęłam, wzruszając ramionami. - W sumie to nic wielkiego.
Zayn przypatrywał mi się uważnie, ale po chwili kiwnął głową ze zrezygnowaniem.
- Nie ty jedna nie trawisz Josha. - powiedział w końcu, gdy staliśmy tak w ciszy dobrych paręnaście sekund. - Tez za gościem nie przepadam.
Ten temat wydał mi się intrygujący, dlatego przestał gapić się w jego umięśnioną klatkę piersiową i pierwszy raz spojrzałam w jego oczy. Były brązowe.
- Chyba nie zauważyłam. - zamyśliłam się, chcąc oprzytomnieć i przypomnieć sobie jak Zayn obnosił się z Joshem. "Cześć, cześć" - nic wielkiego, żadnej wrodzonej nienawiści, sarkazmu czy chociaż oblania sokiem porzeczkowym.
- Tjaa... - uśmiechnął się pod nosem. - Trzeba panować nad sobą. - a potem, zauważywszy mój wzrok debila, zaczął wyjaśniać: - No więc. Josh... nie... moja dziewczyna... nie, moja była dziewczyna...  - przełknął ślinę - zdradziła mnie z Joshem. Wierz mi, że mam powody, żeby porządnie mu dokopać. - spodziewałam się kupna takiej samej koszulki, bokserek, czy czegokolwiek, ale jednak chodziło o coś poważnego. Niesłychanie poczułam sympatię do Zayna i uśmiechnęłam się tak miło jak tylko było mnie stać.
- Właściwie to gdzie on jest?
- Wyszedł wczoraj w nocy. My wróciliśmy koło dziesiątej, ty już podobno spałaś, a on sobie poszedł. Kazał nam na ciebie uważać. - zrobiłam wielkie oczy, od kiedy Josh się o mnie troszczy?
- A... Harry? - doszliśmy do sedna rozmowy. Usta wypowiedziały to, zanim do mózgu doszedł jakikolwiek sygnał.
Zayn zamyślił się i zrobił coś na kształt półuśmiechu.
- Wyszli rano i pojechali do centrum, powiedzieli, ze wrócą wieczorem, bo chcą wstąpić jeszcze do Danielle na próbę. - Kim jest Danielle akurat wiedziałam. Dwa miesiące temu sama Danielle Peaser, która tańczyła w teledysku Jessie J przyszła do nas na zajęcia i uczyła nas swoich ulubionych kroków. Oczywiście nikogo poza mną, one nie obchodziły, wszystkie pytały tylko jak całuje Liam. - Zdecydowałem się z Tobą zostać.
Zabrzmiało to na prawdę miło i... słodko. Tyle, ze potem wróciły do mnie znowu wydarzenia z wczorajszego popołudnia. Moja matka i Harry... Harry i moja matka. Jaccuzzi, szampan, topless.
Otrząsnęłam się w miarę szybko i napotkałam wzrok Zayna na sobie. Zaśmialiśmy się krótko, potem Zayn odszedł aby przebrać, bo swoją drogą rozpraszam mnie w samym ręczniku. Po powrocie sam z siebie zaproponował, że zrobi mi śniadanie. Oglądając "Największe wpadki 2011" popijając tosty sokiem pomarańczowym połączyła nas szczególna więź: niechęć do Josha jak i miłość do bejsbolówek.
- Ooo...- rozmarzyłam się, przymierzając piątą  z kolei bejsbolówkę Zayna - Ta jest świetna! - Zayn przytaknął głową oddalając się nieco, aby podziwiać mnie z całej okazałości.
- Do twarzy Ci w niej. - stwierdził po chwili uśmiechając się zalotnie, na co ja jak zwykle zarumieniłam się. Tuż po chwili przed Zaynem stała cegła ubrana w granatową bejsbolówkę z doczepionymi czarnymi włosami. Taki tam szczegół. Mijały minuty, godziny, a ja bawiąc się zupełnie jak małe dziecko przymierzałam kolejne ciuchy chłopaków. Przy szafie Zayna było najlepiej, miał ich najwięcej, a w dodatku wszystkie z nich były modne, czyli to, co lubiłam najbardziej. Mierząc kolejną bluzę poczułam zapach jego perfum na niej i owinęłam się nią jak kocem. Był taki przyjemny, że aż można było się od niego uzależnić. Ubrana w jego bluzę, której nie miałam zamiar ściągać przez cały dzień maszerowałam, aby pokazać się Zaynowi, który szykował mi jakieś przekąski do jedzenia. Jak to przystało na pokaz mody wbiegłam szybko do kuchni z wielkim "Ta-damm...".
Ale Zayna nie było w kuchni. Chyba, ze opanował sztukę zamiany ciał. Przy oknie w kuchni stał Harry, któremu na mój widok, aż oczy zaświeciły. Przyglądając się mojej, a raczej bluzie Zayna posłał mi uśmiech pełen bólu i nadziei. Ale ja nie miałam zamiaru tolerować jego zachowania. Szybko odwróciłam się na pięcie i pognałam w drugim kierunku. Nie dobiegłam daleko, bo po chwili dobiłam do czyjegoś umięśnionego torsu. Wkrótce stałam twarzą w twarz z Zaynem, a milimetry, które dzieliły nasze twarze były jedyną eskortą od nagłego pocałunku. Nadal czując na sobie wzrok Harrego, zrobiłam coś, czego od razu pożałowałam, a to wszystko dla zemsty...
Zbliżyłam swoje usta do ust Zayna i przechyliłam głowę. Chłopak nie protestował, wręcz pomagał mi i dłonią przejechał po moim policzku. Poczułam w tym miejscu mrowienie, ale najważniejsze było to, ze czasu uciekał. Jeśli nie zrobię tego teraz, to zapewne nigdy. Wreszcie nasze usta się złączyły w gorącym pocałunku. Nie chciałam go, ale pragnęłam zrobić wszystko aby tak bardzo zranić Harrego jak tylko się dało. Trzeba było przyznać, ze wyglądaliśmy bardzo realistycznie: ja ubrana w jego bluzę, a on... On na prawdę chciał mnie pocałować, i robił to. Mimo tego, ze Zayn całował naprawdę wyśmienicie po policzkach poleciały mi łzy. Zayn starł je opuszkiem kciuka, nie przestając mnie całować,  a drugą ręką trzymając mnie w talii. W końcu odsunął się ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Byłam pewna, ze teraz widzi w nich małą, zakłamaną zdzirę, którą się stałam, by się zemścić. Jednak wcale nie sprawiał takiego wrażenia, bo uśmiechnął się nie przestając głaskać mnie po policzku. Nawet nie spoglądając na żadnego z nich wyszłam z kuchni, pozostawiając ich samych w wielkim szoku. Wparowałam jak strzała do sypialni Zayna i rzuciłam się na łóżko. Już nie płakałam, tylko zamartwiałam się. Nie wiedziałam co tak na prawdę czuję, to było jakbym stała na środku długiego mostu. Na jednym końcu, gdzie po drodze roiło się od dziur i pułapek stał Harry, a na drugim tym prostym i wręcz miłym do przejścia stał Zayn. Serce biegło jak popierdolone do Harrego, uczucia gdzieś odleciały, rozum stał w miejscu, a ja?
Ja również. To nie ja szłam do Zayna, to on wtedy szedł do mnie. Usmiechał się, pomachał mi. A potem zniknął. Wszystko zniknęło, świat się zamazał. Otworzyłam oczy, a przy mnie zgarbiony i zmartwiony siedział Zayn głaszcząc po czole. Usiadłam obok niego i planowałam co mu powiem.
- Wiem, że tak na prawdę kochasz Harrego. - sposób w jaki to wypowiedział, zdradził mi, ze strasznie cierpiał. I to w dodatku przeze mnie. - Ja wiem, Amy. I chcę, zebyć wiedziała, ze ja Ciebie także kocham.- wtedy na mnie spojrzał. Oczami pełnymi łez.
Dotychczas myślałam, że Zayn mnie po prostu nie lubi, ale się myliłam. On tylko chciał obronić mnie przed Harrym... Tak jak Josh wczorajszego wieczora. Oparłam głowę o jego ramię.
- Mogę być Twoim przyjacielem. - szepnął wkońcu w tej niezręcznej ciszy. - Będę Twoim wsparciem, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy. Będę zawsze. Obiecuję. - poderwałam się z miejsca i po chwili stałam już na przeciwko Zayna. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony zaczerwienionymi oczami, ale ja tylko kiwnęłam głową i wtuliłam się niego jeszcze raz, aby poczuć zapach jego perfum. Łzy lały się mi się strumieniami powoli okapując na bluzkę Zayna. Usiedliśmy na łóżku nadal trzymając się w objęciach słysząc bicie naszych serc. Sama nie wiedziałam, czy po jednym dniu nie skakania sobie do gardeł możne kogoś pokochać. Sama nie wiedziałam czy to co czuję, jeśli jeszcze czuję cokolwiek oprócz bólu, to przyjaźń czy... kochanie. Sama nie wiedziałam czy kocham Zayna. Ale wtedy leżąc bezwładnie w jego ramionach, zdałam sobie sprawę, ze tak. Nie bez powodu nie potrafiłam teraz od niego odejść, nie bez powodu tak dobrze leżało mi się w jego ramionach. Byłam wściekła na siebie, ze jestem taka niezdecydowana, ze moje wybory to jedna wielka katastrofa, burza uczuć. Zatapiając się jeszcze bardziej w jego ramionach, czując jego dotyk coraz dokładniej, słysząc jego bijące serce, które na moment jakby... zatrzymało się. Wtedy kiedy nie usłyszał zaprzeczenia, że kocham Harrego. Byłabym skłonna mu je teraz powiedzieć.
"-Tak, Zaynie Maliku, nie kocham Harrego. Kocham Ciebie ty debilu!" - chciałam to powiedzieć, a zamiast tego tylko chlipnęłam parę razy na co on uciszył mnie delikatnie. Dalej kołysaliśmy się w rytm nadawany przez nasze serca, które złamane chciały połączyć się w całość.

_____________________


I jak ?

sobota, 18 lutego 2012

6. 'Małe co nieco.'

Na poczatek: WRÓCIŁAM. Po drugie: chciałam przypomnieć jesli ktoś zapomniał, co się stało w ostatnim rozdziale: więc, Amy obudziła się leżąc w łóżku tuż obok nagiego Harrego, ale dowiedziała się, ze do niczego pomiędzy nimi nie doszło. Podczas codziennego rannego biegania spotkała się z koleżanką ze szkoły, która powiedziała jej, ze Caroline wypisała Amy ze szkoły. Dziewczyna załamana wraca do domu, gdzie pociesza ją Liam. Wkrótce potem Harry i Amy całują się, ale przerywa im dzwonek do drzwi. Do środka wszedł Josh Millington.

Mdliło mnie gdy patrzałam na jego skórzaną kurtkę i ten kpiący uśmiech. Pamiętam jakbym wczoraj wróciła ze szkoły i zastała go z łóżku z moją matką. Przez dwa następne tygodnie obozowałam u taty kryjąc się nie tylko przed paparazzi, ale i świadomością, jaką szmate robi z siebie moja matka. Niestety kiedy już afera ucichła, a Josh zniknął z życia nas obu nigdy nie zdołałam odzyskać dobrych stosunków z Carol. Tymczasem najgorszy sen mojego powrócił gotów wbić mi nóż w plecy i zaatakować po raz kolejny. Ciszę zmącił trzask otwieranych drzwi i ciche stąpanie stóp po panelach.
- Ooo... - Nie zabrzmiało to mile, do kuchni wszedł Zayn. Nie wiem czy zareagował tak ze względu na mnie, czy na Josha, bo jego wzrok biegał omiatając nas od stóp do głów na raz. - Cześć stary. - Tak, to chyba jednak na mój widok.
- Witam, Malik. Jak tam? - zamaskowałam atak wymiotny nagłym napadem kaszlu. Nawet Harry spojrzał na mnie dziwnie.
Zayn kiwnął mu głową i mruknął coś Joshowi co zabrzmiało jak "świetnie". Staliśmy tak w (nie)zręcznej ciszy, która była mi całkiem  na rękę, dosyć długo. Tak długo, aż w końcu nogi zaczęły mnie boleć i nadal nic nie mówiąc usiadłam na krześle stukając palcami o blat stołu, wybijając dobrze znany mi rytm. Inicjatywę przejął Harry, który zaproponował nam wszystkim po szklance soku. Wzrokiem miażdżąc, a w myślach mordując Josha wstałam, odmówiłam i odeszłam do swojego pokoju nosem rysując po suficie. Ledwie przeszłam parę kroków, a ktoś pociągnął mnie za ramię jednocześnie podtrzymując moje plecy.
- Musimy pogadać. - mruknął mi na ucho Harry, kątem oka zauważyłam jak się zaczerwienił. Ostatni raz spoglądając na rozgadanego Josha debatującego z Zaynem podreptałam za Harrym w stronę... No właśnie czego? Tak, to była łazienka. Ogółem wydawało mi się to mało romantyczne miejsce na prywatne rozmowy, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Co jest? - zapytałam ledwie podnosząc wzrok z mojego odbicia w lustrze.  Harry rozejrzał się niepewnie, ale po chwili powiedział:
- Posłuchaj, wiem, co zrobił Ci Josh. Tobie i całej Twojej rodzinie, ale prosze Cię staraj się z nim dogadać. - Jego twarz, kiedy to powiedział była tak poważna, że prawie bym mu uwierzyła. - Proszę Cię, Amy. Chociaż spróbuj. - podszedł do mnie bliżej i chwycił moją rękę. Przyłożył ją sobie do serca, spojrzał na mnie czule i próbował pocałować w policzek. Wściekłość, która wypełniała nawet palce u stóp pokierowała mną i odepchnęłam Harrego. Jak Josh to robił, ze tak szybko i sprawnie potrafił zniszczyć mi całe życie i stosunki z innymi?
- Harry, nie ma mowy. - wykrztusiłam, gdy ten zdziwiony patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami. - Nie pogodzę się z Joshem. Zapomnij o tym. - Chłopak obrażony odsunął się ode mnie i wyszedł z łazienki zostawiając mnie na pastwę złych myśli.
Stałam gapiąc się w zaczernione od spływającego tuszu do rzęs policzki. Nie wiedziałam, czy to, co czułam do Harrego to jakieś poważniejsze uczucie, ale ja po prostu nie lubiłam się kłócić. Cierpiałam za każdym razem, jak w u Caroline było coś nie tak. Byłam bardzo wrażliwa, wszystkie dotkliwe obelgi od prasy przyjmowałam do siebie. Dopóki nie stałam się idealna... chociaż nadal nie jestem. Daleko mi do ideału, ale przestałam nawet liczyć swoje wady, kiedy ogłoszono mnie najlepiej zapowiadającą się gwiazdą ekranu 2011. Wyszłam z łazienki,a nim przekroczyłam próg przyłapał mnie Liam. Nic nie powiedział na moje zaczerwienione oczy, ale spojrzał na mnie ze współczuciem, co mi trochę pomogło. Poszliśmy do jego sypialni, która właściwie znajdowała się tuż obok mojej.
- Wiesz, pomyślałem, ze muszę ci pomóc - zaczął tak rzeczowym tonem, ze aż się przeraziłam. - Myślę, ze powinnaś pogodzić się z matką. - Nie wiem jaki miał cel tej całej rozmowy, ale dla mnie to wszystko oznaczało, ze musze się wyprowadzić. - W końcu jesteście sobie bliskie, musicie sobie pomagać.
- Liam, powiedz mi wprost. - przerwałam mu, niecierpliwiąc się. - Mam się od Was wyprowadzić?
Liam wybałuszył oczy i natychmiast zaprzeczył.
- Moim zdaniem twoje relacje z matką są na prawde kiepskie, a to jedyna osobą, z którą możesz porozmawiać o wszystkim. Ona cię na prawdę kocha. - jego ostatnie zdanie utkwiło w mojej głowie. W końcu była moją matką...
- To co zrobiła było na prawdę...- powiedziałam przełykając ślinę - obrzydliwe. Nie wiem czy chcę mieć z nią do czynienia po czymś takim. - Liam pokręcił głową, ale nie przerwał mi ani razu. - Ty nie wiesz jak to jest, miałeś, nadal masz świetne życie. Marzenia ci się spełniają, masz zawsze na kogo liczyć, a ja? - zapytałam samą siebie - Jestem tak cholernie sama, że nawet kot nie chce spędzać ze mną czasu.
Liam zbliżył się do mnie i drugi raz tego dnia pocałował mnie w czoło. Poczułam jakbym wreszcie miała upragnionego starszego brata.
- To twoja decyzja, zrobisz co zechcesz. - Kolejna osoba ze zdolnością narzucania swojej woli innym. W tym momencie poczułam, ze powinnam pogodzić sie z Caroline, bo... Bo ją kocham. A ona kocha mnie. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Z pośpiechem ubrałam się i umalowałam, aby jak najszybciej złapać autobus do centrum. Wychodząc starałam się ze wszystkich sił nie trafić na Josha. Niestety na marne.
- Amy! - rozległ się za mną jego głos. Jego seksowny, rockowy głos... Przyśpieszyłam potrącając wieszak i przewróciwszy go na ziemię przystanęłam gapiąc sie w podłogę.
- Czego? - zabrzmiało to tak, ze gdybym nie znała swoich rzekomych umiejętności Aikido, sama zaczęłabym się siebie bać.
- Chcę Cię ostrzec. - wybuchłam niepohamowanym śmiechem, ale Josh nadal kontynuował. - Przed Harrym. - głowa instynktownie zwróciła się w jego kierunku. Dlaczego akurat przed Harrym? - Uważaj na siebie. - westchnął, nieśmiało patrząc mi w oczy.
- Dlaczego mam uważać na Harrego? - krzyknęłam niedowierzając za nim, ale ten już odszedł w kierunku jedzącego Nialla. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z domu kierując się na najbliższy przystanek autobusowy. Minęły 2 lata odkąd ostatni raz jechałam środkiem komunikacji miejskiej, chociaż bardzo to lubiłam. Słynne londyńskie czerwone double-deckery dodawały uroku każdej uliczce. Uśmiechnęłam się , choć wiedziałam, że czeka mnie ciężka rozmowa z mamą. Po pierwsze chciałam wrócić do domu i odzyskac kartę. Po drugie chciałam wrócić do szkoły jak normalna uczennica, a nie z pompą i nowymi plotkami. I jeszcze chciałam się z nią pogodzić. Cała podróż na Willey Street zajęła mi 40 minut, a taksówką zeszłoby mi tylko 25. Uroki autobusów, a co.  Wzięłam głęboki wdech przed naciśnięciem dzwonka, a oczy zamknęłam. Do końca nie byłam pewna, czy popełniłam słuszną decyzję. Nikt nie chciał mi otworzyć, dlatego sama weszłam, bo drzwi jak zwykle były otwarte. Caroline zawsze zostawiała drzwi otwarte gdyby tata chciał wrócić do domu... Nadal nie rozumiała, jak bardzo zraniła i jego, i mnie. Przeszłam przez próg jednocześnie jednocześnie wytężając wzrok do granic możliwości. W całym mieszkaniu było ciemno, gdzieniegdzie paliły się świeczki, a zza drzwi łazienki delikatnie padało lekkie światło żyrandola. Podeszłam tam przy okazji potrącając stopą coś, co z dotyku przypominało sukienkę Carol. Spojrzałam przez uchylone drzwi w stronę jacuzzi, które kupiła na 11 rocznicę ślubu jej i Jake'a, a w nim zauważyłam dwoje ludzi, w tym na pewno moją matkę i pewnego chłopaka o brązowych włosach. Ach, tak. Brązowych, KRĘCONYCH włosach.
- No ja pierdole. - powiedziałam pod nosem, kiedy para już mnie zauważyła. Carol instynktownie zasłoniła się ręką, a Harry przyjął postawę obronną i starał się wymyślić cudną historyjkę na swoje wytłumaczenie. - Ty już nic nie mów - pogroziłam mu palcem, opierając się o barykadę drzwi. - Wszyscy jesteście popierdoleni! WSZYSCY! A ty - wskazałam palcem na Harrego - Nawet nie próbuj się więcej do mnie zbliżać, słyszysz? Nienawidzę Cię! Nienawidzę Was! - wrzasnęłam na cały głos, już poczułam, ze całe to uczucie związane z Harrym nie miało przypisanego szczęśliwego zakończenia. Wybiegłam z domu i wpadłam tuż na jadące auto. Serce tak mocno łomotało mi w piersi, ze myślałam, ze wybuchnie. Kierowca nieźle się wkurzył, ale nic nie odwróciło mojej uwagi od Harrego i Caroline. Biegłam przed siebie, aż dobiegłam do parku. Usiadłam na łazwce, a dopiero wtedy na moich policzkach pojawiły się łzy. Wszystko znowu sie tak pięknie spierdoliło... Poczułam jak ławka ugina się pod ciężarem kolejnej osoby. Tuż obok mnie siedział Zayn. Chyba przejął się mną, bo chciał mnie objąć ramieniem. Odtrąciłam go, bo jak już pierdolimy ludzi, to na całego.
- Zostaw mnie. - mruknęłam, gdy spróbował kolejny raz.
- Co sie stało? - domagał się wyjaśnienia, nie miałam ochoty na rozmowy a zwłaszcza z nim.
- Zostaw mnie, kurwa! - krzyknęłam i uciekłam tym razem celnie w stronę mojego nowego domu, w którym będę musiała mieszkać znacznie dłużej niż się spodziewałam. 
U progu przywitał mnie nie kto inny jak Josh. Wyminęłam go w drzwiach, chcąc jak najszybciej znaleźć się w "swojej" sypialni wręcz marząc o śmierci.
- Co jest? - zapytał tak delikatnie i czule, ze postanowiłam mu wszystko wyjawić. Przenieśliśmy się do salonu, a Josh nalał mi wina. Procenty zawsze i wszędzie.
- Harry... Harry..- chlipnęłam mu w ramię. - On... i Caroll... - potężnie pociągnęłam nosem dostając typowej histerii. Cała ta sytuacja już dawno mnie przerosła, ale dzisiaj sięgnęła sedna. Było na prawdę źle, jeśli żaliłam się komuś takiemu jak Josh.
- Cii..- uciszył mnie szeptem. - Będzie dobrze. Harry to zły człowiek, skrzywdził Cię. - potakiwałam mu głową jak maszyna. Chyba o drodze zgubiłam własne "ja" i zamieniłam się w... potwora. Chciałam już odejść. Tam, gdzie troski nie istnieją.




__________________

to 3 rozdział, który mi się podoba. wow.
Mam pytanie: Czy będzie Wam przeszkadzało jeśli od czasu do czasu w opowiadaniu pojawią się przekleństwa? Osobiście tego nie lubię, ale pytam Was.
+ Jeśli mam kogoś informować co do nowego rozdziału dajcie gg, twittera, fbl, czy coś.
Nowy rozdział przewiduje jakoś za tydzień, nie jestem w 100% pewna

piątek, 3 lutego 2012

5. 'Wycieczka rollercosterem.'

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i rwącym bólem w klatce piersiowej. Powieki nie chciały mi się otworzyć, ale gdy już je zmusiłam do posłuszeństwa, oczy zaczęły ogromnie piec, a w ustach miałam sucho.  Normalka, kac. Tylko ile ja wczoraj wypiłam i... co w ogóle robiłam ? Przeciągnęłam się długo, a ręką przez przypadek potrąciłam jakieś bezwładne ciało. Zwróciłam głowę w tamtym kierunku i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Harrego z rozkopanymi włosami na głowie z uśmiechem na twarzy.
- Wstałaś już, kotku? - zapytał ochrypłym głosem zbliżając się i próbując objąć mnie ręką. Może nie jestem jakaś super fanką zespołu, ale swoje wiem, a co najważniejsze wiem to, ze Harry zawsze sypia nago. Wyparowałam z pokoju i czym prędzej udałam się do łazienki po drodze utykając o puste puszki piwa. Cholera... W całym domu śmierdziało fajkami i innym świństwem. Jedno, zasadnicze pytanie: Co się wczoraj stało ?

- Pocałuj mnie. - mruknął Harry zbliżając swoje usta do moich.
Skamieniałam. Dalam się ponieść emocjom, przechyliłam głowę z prawo i zmniejszyłam odległość pomiędzy nami do milimetrów. Kiedy już nasze usta były ze sobą połączone czułam jego dłoń na moim policzku i wzrok pozostałych chłopaków, którzy zapewne gapili się na nas z otwartymi buziami. Jedno było pewne, całował po mistrzowsku tak... zmysłowo i czule.
To on pierwszy oderwał się ode mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Zadanie zaliczone, piękna.


A wtedy pojawia się wielka czarna plama. Znużona oparłam głowę o szafkę w łazience i spojrzałam nieprzytomnie na swoje odbicie w lustrze. Pod oczami miałam wielkie cienie, szminka roztarła mi się we wszystkie możliwe strony, a starannie ułożone włosy przypominały pobojowisko po wojnie. W głowie chaos i na głowie chaos.
Wyszłam z łazienki w poszukiwaniu jednego z pustych pokoi, w którym podobno jakiś czas mieszkała siostra Louisa. Idąc długim jasnym korytarzem, mijając stare obrazy, potykając się o stare skarpetki, wysilałam swoją pamięć, aby wydarzenia ostatniego wieczoru powróciły do mnie w całej okazałości. Na marne, oczywiście, a jak.  Po chwili wparowałąm do jakiegoś pokoju z różową tapetą na ścianach. Na ustach pojawił się grymas i wizja, że wkrótce będę musiała tu spędzać całe dnie. Podeszłam do szafy, otwierając ją trochę zbyt gwałtownie.  Z drzwiczek odczepiło się jedno zdjęcie i opadało powoli na ziemię tworząc w powietrzu różne wzory. Schyliłam się wzdychając ciężko przyglądając się zdjęciu. Przedstawiało ono Harrego opartego o ścianę jakiegoś budynku, a obok niego Louisa ubranego w pasiastą koszulkę, szelki i kolorowe spodnie, uśmiechającego do brunetki po jego prawej stronie. Te same rysy twarzy i ten wspaniały uśmiech wyjaśniły mi, ze musi to być siostra Louisa, Fizzy. Odłożyłam zdjęcie na miejsce i sięgnęłam do szafy po wygodne dresowe spodnie sportową bluzkę. Związałam dla efektu włosy w wysoki, koński ogon i obejrzałam całokształt w lustrze. Wbiegłam na szybko do kuchni, napiłam się wody z kranu, gasząc pragnienie. Na szybko ubrałam czyjeś trampki, ubrałam sportową kurtkę i wyszłam na palcach z mieszkania. Ostry, mroźny wiatr wbijał mi w twarz szpilki, przy okazji malując moje policzki na mocną czerwień.  Po chwili pożałowałam, ze w ogóle ruszyłam się z łóżka. Stuknęłam się potężnie w czoło, odnotowując w pamięci, aby następnym razem zaufać intuicji. Westchnęłam po raz ostatni i biegiem ruszyłam przed siebie.
Londyn był pusty. Tylko debil mógł wybrać się w taką pogodę gdziekolwiek poza swoje cztery ściany. Biegłam nadal przed siebie rozglądając się wokół i co chwilę poprawiając włosy. Po 10 minutach dosyć szybkiego truchtu, byłam już tak zmęczona, ze zaczynało brakować mi powietrza. Przystanęłam na chwilę chwytając się za bok i oddychając ciężko. Schylona tak znacznie lepiej mi się oddychało i bezbronnie gapiło na mokry chodnik.
- Khem, khem. - usłyszałam damski głos dobiegający za mną.
Odwróciłam się gotowa na kolejne zaczepki brytyjskich dam.
- AMY ?! Co Ty tu robisz ?
- Camillie ? Co TY tu robisz ? - Przede mną stałą w całej okazałości moja koleżanka  ze szkoły dla artystycznie uzdolnionych im. księcia Williama. Czarny firmowy płaszcz i torebka od Gucciego dodawały jej lat, ale spoglądając na jej twarz miało się wrażenie, ze ma swoje upragnione 17 lat.  Cam spojrzała na mnie mrużąc podejrzanie oczy, ale nadal nie wypadła z gry.
- Co Cię tu sprowadza ? - powiedziała przenosząc ciężar ciała z lewej, na prawą nogę.
- Biegam sobie, tak tylko... - zmieszałam się. Spotkanie a Camillie Breaks z samego rana zwiastowało na prawdę zły dzień. To dopiero początek tej męki.
- Tak... - zmierzyła mnie wzrokiem, podnosząc brwi na opłakany widok moich tenisówek. - Dlaczego zrezygnowałaś ze szkoły? - Cała magia Camillie, nie wiadomo jak bardzo zszokowana by była, nigdy nie odpuści i zostawi Cię w spokoju.
- Zrezygnowałam? - Poczułam jak krtań odmawia mi posłuszeństwa.
- Tak. Wczoraj przyszła Ms. Jones na zajęcia i powiedziała, że zrezygnowałaś. Cała szkoła o tym huczy. Wspaniała Amy Flack olała szkołę i uciekła z domu. - Dokładnie zaakcentowała ostatnie słowa skutecznie przy tym wytrącając mnie z równowagi.
- Nic takiego nie miało miejsca. - Uwielbiałam te nasze inteligentne pogawędki.
- Tyle dobrze. - wysiliła się nawet na sztuczny uśmiech. - Krążą plotki, ze Twoja matka za tą całą ucieczkę, wkurzyła się i wypisała Cię ze szkoły. Sam Josh Millington jak oszalały biegał po szkole i ogłaszał, że już nie chodzisz do szkoły, ze cię wylali.- wzruszyła ramionami, udając, ze nie zauważyła mojego odruchu wymiotnego na dźwięk nazwiska "Millington" i odeszła w rytm nadawany przez jej szpilki zostawiając mnie samą. Miałam podstawy, żeby zamordować Josha, ale tego nie zrobiłam. Przez cały czas, udawałam, ze panuję nad sytuacją.
Pobiegłam w stronę... domu. Nadal ciężko mi było się przyzwyczaić, żeby nazywać szpital psychiatryczny swoim domem. Tylko tam, było dla mnie miejsce. Wparowałam do domu i głośno trzasnęłam drzwiami zapominając, ze pewnie cały dom ciągle śpi.  U progu drzwi przywitał mnie Liam wypijający dzbanka wodę. Uśmiechnęłam się na myśl, ze kiedy ja gasiłam pragnienie nikt mnie nie widział.
- Hej Ams.
- Cześć. - Liam zmierzył mnie wzrokiem:
-Byłaś biegać? - w jego głosie wyczułam ironię.
- Tak, w końcu... - przerwałam udając, ze przypatruję się wazonowi - trzeba dbać o kondycję.
Liam przytaknął mi i udał się w stronę pokoi.
-Ehm... - westchnęłam. - Liam..? - krzyknęłam za nim, a w głowie mi się łomotało.
- Tak?
- Posłuchaj... - podeszłam do niego bliżej, żeby jak najciszej powiedzieć: Co się właściwie wczoraj stało ?
Liam tylko zaśmiał się krótko i spojrzał na mnie wybałuszając oczy.
- Na prawdę nic nie pamiętasz? - szepnął, a ja przytaknęłam.
-Tak jak ja. - wzruszył ramionami, czym wprawił mnie w osłupienie. Myślałam, ze chociaż on powie mi, dlaczego wylądowałam z Harrym w jednym łóżku. Jeśli on nie wie, to nikt nie wie.
- Ahh, Amy..? - zapytał przyglądając się opiekuńczo. Spojrzałam tylko oczyma pełnymi łez. - Co się stało?
Przenieśliśmy się na kanapę w salonie. Ukryłam twarz w dłoniach, powoli wypuszczając powietrze.
- Jestem w 99% pewna, że moja, jakże opiekuńcza (Liam prychnął) Mamusia wypisała mnie ze szkoły i odcięła mi wszelkie środki na koncie. - wyrzuciłam z siebie.
- To wszystko? Proszę Cię, zawsze mogło być gorzej.
- Nie! - warknęłam. - Szkoła to dla mnie ogromna szansa. Miałam ją skończyć, iść na Harvard. Zdobyć kierunek i wykształcenie, znaleźć pracę, nie dlatego, ze jestem córką Flackówny, tylko, ze coś potrafię zrobić. Że potrafię coś osiągnąć...- powiedziałam przez łzy, czym wybiłam Liama z tropu.
Chłopak przysunął do mnie i pocałował w czoło.
- Nie martw się na zapas. Wierzę, że Ci się uda. - nie dało mi to wielkiego pocieszenia, ale jakieś zawsze. Liam po chwili odszedł zostawiając mnie samą wpatrującą się w haftowane poduszki. Niestety nie zbyt długo mogłam nacieszyć się samotnością, do której byłam przyzwyczajona. W domu całe dnie spędzałam gapiąc się za okno, a tutaj? Ciągle ktoś... żył.
- Amy? - usłyszałam głos Harrego. Jest źle. - Gdzie wybiegłaś rano? - w głowie czuć było oskarżenie.
- Biegać - mruknęłam i pośpiesznie poszłam do kuchni.
- Hej, czekaj coś nie tak? - pobiegł za mną. Cholera jasna.
- Harry, mogę Cię o coś zapytać? -  zmusiłam się do zadania tego pytania w międzyczasie sięgając do lodówki, po jogurt.
Gdy przytaknął mi głową zaczęłam się bać. Czy chciałam usłyszeć, co tak na prawdę się wczoraj stało? Nie... Nim zdążyłam się powstrzymać, uderzyć w głowę młotkiem, czy czymkolwiek ciężkim wyparowałam:
-Jak to się stało, ze wylądowaliśmy w jednym łóżku?
Harry zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się.
- Sama chciałaś. - nie przestawał się uśmiechać.
- Niee.. - pokręciłam przecząco głową. - Niemożliwe. - Harry jakby... posmutniał. - Nie to, ze ten, nie....- zaczęłam machać rękami, jakbym chciała uciec od przeszłości, ale mi się nie udawało.
- Nie bój sie.. - chwycił mnie za nadgarstek. - Do niczego nie doszło. - podniósł lekko kąciki warg i puścił mnie.
- T-to... dobrze. - spojrzałam na niego wielkimi oczami. Zbliżał swoje usta do moich, a ja stałam w miejscu jak idiotka, bo... sama tego chciałam. W końcu nasze usta się spotkały, na sekundę, dwie, na wieczność. Harry rękę przejeżdżał delikatnie po moich plecach, a ja założyłam mu ręce na ramiona. Staliśmy tak całując się dosyć długo, póki nie odsunął się ode mnie ze sprytnym uśmieszkiem.
-Nie wmówisz mi, że Ci się nie podobało. - czułam jak moje policzki robią się czerwone, oczy iskrzą. Owszem, podobało mi się. Od odpowiedzi uratował mnie dzwonek do drzwi. Obiecałam sobie, że wyczyszczę buty osobie, która właśnie zaszczyciła nas swoją obecnością. Harry poszedł otworzyć, a ja zostałam w kuchni nadal z rumieńcem na policzkach. Po chwili wrócił z niewesołą miną. Kolejne wspaniałe wieści?
Za nim szedł wysoki szatyn, emanując pewnością siebie i wytrwałością w celu. Nie wiem, co bym oddała za to, aby rzucić się z mostu po drodze do domu.
- Amy - powiedział uśmiechnięty Harry wskazując na chłopaka - To mój najlepszy przyjaciel Josh Millington.
Tak, tak. Przede mną w całej swojej gównianej okazałości stał powód, dla którego moi rodzice nie sa już małżeństwem. To wszystko było jak jedna, wielka, niekończąca się wycieczka rollercosterem.

_______________________________________
nie podoba mi się
dodaję, bo wyjeżdzam do Londynu na tydzień i mnie będzie.
Pisane, podjadając siostrze Delicje Szampańskie o smaku wiśniowym.

napisałam jednoparta: http://just-one-part.blogspot.com/