Strony

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

nr #9

Wiedziałam, ze tak się stanie... Prędzej czy później i tak by się to zdarzyło. Jestem z siebie dumna, ze dotrwałam, aż do 8 rozdziału! Jednak takie było przeznaczenie. Otóż Panie i Panowie w dniu dzisiejszym zakańczam opowiadanie `Believe all your dreams can come true` z powodów osobistych. Ale czy to oznacza, ze Wam o nich nie powiem? Ależ skąd! Macie prawo wiedzieć. Niektórzy z Was mogą poczuć się urażeni, ponieważ nie raz, nie dwa obiecywałam, ze to opowiadanie dokończę. Co takiego się stało, ze... że jednak nie jestem w stanie? 
Każdy ma takie chwile, kiedy chce po prostu zapomnieć, uciec od problemów. Taką ucieczką od problemów dla mnie, było pisanie tego opowiadania. Zamiana w Amy, która swoimi problemami zapełniłaby niejedną kliniką dla chorych psychicznie... Zamiana w Caroline, tą bezuczuciową duszę. Zamiana w Zayna, który kochał tak bezgranicznie, ze nawet by... Ale ciii..! Nie powiem, co miało się stać! :)
Niestety teraz, kiedy problemy, nawet nie moje problemy się mnożą, ja wiem, ze nie mogę uciekać. Muszę dorosnąć do swoich problemów, musze poświęcić im sporo czasu, muszę pomóc przyjaciołom.
Kiedy zabierałam się do napisania 9 rozdziału, coś, albo ktoś mnie od tego odtrącało. Napisałam zaledwie parę zdań, a potem..? Pusta, pustka, pustka. Czy Wam je udostępnię? Oczywiście:
Przesuwając wzrok po nieznanych mi twarzach, zaczynałam się bać. Wszystko wydało się straszniejsze po północy. Policjant, który mnie przesłuchiwał i jego młodszy asystent załamywali ręce, kiedy po raz setny powtarzałam "Nie zażywałam narkotyków od 2 lat, jestem czysta, to wszystko sprawka mojej matki". Bo czy wspaniała postać telewizyjna, przykładna obywatelka UK mogłaby coś takiego zrobić? Otóż właśnie w takich chwilach, żałowałam, ze nikt nie poznał jej tak jak ja. Do czego zdolne są osoby w imię "naszego" dobra? O tym miałam się dopiero przekonać...
Ale co potem? Odezwał się policjant, ze Amy grożą 3 lata więzienia? Amy wybuchła gniewem? Czy może Caroline nagle wparowała do komisariatu, tańcząc makarenę? Każde moje następne zdanie, było coraz to gorsze. Z natury jestem perfekcjonistką, nie wystawię "na sprzedaż" czegoś, co mi się nie podoba w 100%.
Może opowiem Wam całą, niedokończoną historię Amy? Tak... raczej tak... Ale nie dziś, bo wiecie... jest szansa, ze jeszcze wrócę, po długiej, nawet bardzo długiej przerwie. Jeśli chcecie, usłyszeć historię Amy, możecie do mnie napisać na TT @Korbaastyczna , na fbl fbl.pl/korbaastyczna , na gg 13157086 , czy gdziekolwiek, gdzie znajdziecie Korbę o takowych rysach twarzy:
Kiedy życie się wali, trzeba coś zrobić. W każdym razie MASSIVE THANK YOU! Pośród setki komentarzy, pozytywnych komentarzy, pojawił się dosłownie jeden, który brzmiał bardziej negatywnie "wolalam jak by byla z harrym" Odbierać go jako krytykę? Otóż nie wiem... Chociaż pozytyw to nie jest.  
Dziękuję za wszystko, za wmawianie mi, ze mam talent, co często budowało mnie na duchu, za każdą nawet niekoniecznie pochwalną, opinię. Najszczersze dziękuję, dziękuję, dziękuję. Jesteście niesamowici! Tak, to do Ciebie! Ty, jesteś niesamowita/ty.
Jeszcze raz dziękuję. 
Cześć i moze... do zobaczenia! ;)
Korba - autorka i (jak ja to zwiem) wymyślatorka całego opowiadania ;D

sobota, 24 marca 2012

8. 'Szybka wymiana zdań.'

Niechętnie otworzyłam oczy. Znajdowałam się w pokoju Zayna, na jego łóżku, a wokół mnie była tylko ciemność.  Przetarłam ręką zmęczone, podpuchnięte oczy i wstałam z łóżka. Jeśliby wierzyć zegarkowi, była godzina 18:45.  Kiedy już dobiłam do wszystkich możliwych mebli, wyszłam z pokoju, a rażące światło porządnie skrzywdziło mój wzrok. Zdecydowanie jestem człowiekiem nocy.
Przeszłam korytarz podpierając się ścian, po kolei przewracając wszystkie możliwe półki do góry nogami. Wzburzony Niall wybiegł z kuchni i rzucił się do mnie, pomagając mi dojść.
- Co jest? - zapytał tak zdziwiony i zszokowany, ze mogłam to wyczuć, nawet na niego nie patrząc. Wciąż nie otwarłam oczu z bólu.
- Tak bywa. Oczy mnie bolą, cały dzień spędziłam w ciemnościach, a tu jest tak jasno. - chrypnęłam. Kiedy mu to wyjaśniłam zgasił światła, dając się okryć płaszczem ciemności. Podniosłam powieki - Od razu lepiej.
- Na pewno wszystko w porządku? - czy ja na prawdę wyglądałam, aż tak źle, pomijając fakt, ze na głowie miałam III wojnę światową?
Przytaknęłam głową, znużona troskami.  Niall wrócił do robienia czegoś do zjedzenia, a ja rozsadowiłam się na kanapie. Wtedy coś mną poruszyło:
- Gdzie wszyscy? - Niall podniósł głowę i wzruszył ramionami.
- Długa historia.
Czy mi się wydaje, ze on próbuje coś przede mną ukryć?
- Noc jeszcze młoda. Jestem gotowa na historię z dreszczykiem - zaśmiałam się, ale Nialler wyglądał na speszonego.
Spojrzał na mnie niepewnie i oparł się dłońmi o blat w kuchni.
- Do Zayna zadzwoniła mama. Jego ciocia zmarła.
Jak to się dzieje, ze wszystko potrafi sie idealnie spierdolić od czasu do czasu. Nie związałam się z Zaynem tak bardzo, nie znałam, nie znam i pewnie nie poznam jego rodziny, ale poczułam tą gulę w gardle. Ostatni raz miałam ją, kiedy pijana Caroline krzyknęła, ze mnie nienawidzi, bo to moje wybryki niszczą jej karierę.
- O Boże... - szepnęłam, a oczy z niewiadomych przyczyn mi się zaszkliły.
- Tak... - mruknął. - Liam wyszedł z Danielle, Louis z Eleonor, a Harry... - przerwał, gdy mój wzrok przykuwał każdą część jego ciała. - Harry wyszedł. Sam.
Oparłam się plecami o oparcie i tak spędziłam kolejne 15 minut. Dopiero z dźwiękiem telefonu wstałam i zaczęłam go szukać.
- Halo..- mruknęłam z niechęcią, kiedy już dotarło do mnie, ze zostawiłam go na parapecie w pokoju Zayna.
- Posłuchaj gówniaro: albo wracasz do domu, albo jedziesz do ojca. - powitał mnie miły głos.
- Pierdol się. - rzuciłam telefonem na łóżko, po chwili żałując, ze  nie wyrzuciłam go przez okno. Kolejny raz zadzwonił.
- Tak..? - warknęłam, gotowa przyjąć kolejny cios hejterów.
- Amy wracaj do domu, paparazzi nie dają mi spokoju. - głos był łagodniejszy, ale mimo tego nadal był ostry niczym żyletka.
- To twój problem. - zabrzmiało obojetnie, sentyment pozostał.
- Amy... - Carol zaczęła szlochać. Mi samej już od dawna leciały łzy, ale nie dałam się na to nabrać. - Chcesz wrócić do szkoły? - mój puls przyśpieszył, jasne, ze chciałam! - Wróć do domu, a wrócisz do szkoły.
- Zostaw mnie w spokoju. - wydukałam w pośpiechu. Rana była zbyt wielka, zeby tak po prostu wrócić.
- Pożałujesz. - usłyszałam, a później telefon uderzył z hukiem o ścianę.
Niall przybiegnął szybciej niż się spodziewałam. Spojrzał na mnie pytającym i zlęknionym wzrokiem.
- Matka. - jedno słowo wyjaśniło wszystko, nawet to, że rozwaliłam pół ściany.
Wróciliśmy do salonu w kiepskich humorach, ale po chwili Nialler puścił jakąś fajną komedię i zapomniałam o Carol. W połowie filmu usłyszeliśmy otwieranie drzwi.
- Cześć wam! - krzyknął z przedpokoju niski głos Liama, a zawtórował mu lekki, damski.
"Liam z Danielle przyszli" - mruknął Niall i poszedł do kuchni, sprzątając okruszki po popcornie. Wyłączyłam film i lekko spięta czekałam aż przyjdą.
- Hej, jestem Danielle - wkrótce podeszłą do mnie brunetka o gęstych, kręconych włosach i miłym uśmiechu. Już wiem dlaczego Liam ją pokochał - od pierwszego wrażenia widać, ze jest osobą ciepłą i miłą. Zupełnie jak on.
- Czeeść.  - uśmiechnęłam się, rozmowa z kimś takim mogła być tylko przyjemnością. - Co powiecie? - zwróciłam się do pary, nawet przez moment nie dając im do zrozumienia, że wolałabym zostać sama.
- Amy, Amy... Dawno już chciałam Cię poznać! - wrzasnęła mi do ucha Danielle, chwytając mnie w objęcia. - Jak z Twoją mamą? Słyszałam, ze... - nie dokończyła, opuszczając wzrok. Nieciekawy temat jak na pierwszą rozmowę.
- Caroline... - wzruszyłam ramionami - nie mam pojęcia, co u niej. Nie widuję się z nią, nie rozmawiam.
Dzięki wspaniałomyślnemu Liamowi zmienilismy temat, niemal tak szybko jak go zaczęliśmy. Dyskutując o nowej płycie chłopaków, kierowniczce Milkshake City, która nie chciała Niallowi dać rabatu na shake i zbliżającej się solówce Danielle na kawowym stoliku przed nami pojawiły się procenty. W końcu dzięki nim, język plątał się, jednocześnie się rozplątując.
-Ciekawe, czy Caroline zrobiła loda Harremu... - chwilowe zaćmienie mózgu i zaczynam porządnie pierdolić. Oczy Dan, Liama i Nialla były wielkie jak monety dwufuntowe. Patrząc na ich głupie miny dostałam ataku śmiechu i składając się ze śmiechu wylądowałam na podłodze. Niall pomógł mi wstac.
- Życie to jedno wielkie gówno... bez miłości. Miłość nie istnieje, to iluzja, paranoja, magia... - rozkojarzyłam się, wpatrując szklanymi oczami w okno. - Chciałabym być szczerze kochana. By w najgorszej sytuacji mieć w kimś wsparcie... Mieć kogoś, kto nie pozostawił by mnie samą. - spojrzałam na ściskających się Danielle i Liama. - Zazdroszczę Wam... macie siebie i to jest najważniejsze.
Liam poruszony, uśmiechnął się lekko zawstydzony.
-Jak na pijaną całkiem nieźle filozofujesz. - szepnął ,poklepując mnie po ramieniu.  - I masz rację. - zwrócił się do Danielle - Kocham Cię, Dan...
Wtedy uklęknął na jedno kolano i wyciągnął z kieszeni spodni małe pudełeczko. Chyba wszyscy domyśleliśmy się co takiego znajdowało się w środku.
- Dan-Dannielle... - nerwy wzięły górę i Liam zaczął się jąkać. - Pokachałem Cię od pierwszego naszego spotkania. Cieszę się z każdej wspólnej chwili, ale to wciąż za mało. Czy zostaniesz moją żoną, abyśmy mogli spędzić razem resztę życia?
Dan zakryła usta dłonią i zaczęła cicho pochlipiwać, aż wkońcu szepnęła:
- Tak... Liam, kocham cię!
Mimo, ze osobiście nie czułam się najleiej, zaczęłam cieszyć się ich szczęściem. Wzięłam ich w objęcia i nawet nie zauważyłam, ze zaczęłam płakać. Ciągle się zastanawiam, czy to ze szczęścia, czy z żalu... Następną godzinę spędziliśmy planując ślub, który zaplanowali na przyszły rok, kiedy chłopcy wydają drugą płytę. Dzień już zbliżał się ku końcowi, a my nadal dosyć głośno świętowaliśmy zaręczyny Młodych. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o Zaynie i o tym co teraz przechodzi. Chciałam do niego zadzwonić, zapytać o samopoczucie, ale ubiegł mnie dzwonek do drzwi. Pobiegłam szybko z nadzieją, ze to Zayn wrócił. Otwierając drzwi, przymknęłam drzwi, aby móc rozkoszować się tą chwilą, kiedy Go zobaczę.
- Siemaa! - usłyszałam krzyk Louisa, który otwierając szampana w drzwiach ochlapał nie tylko siebie, ale też mnie. - Dobiegły mnie słuchy... - objął Eleonor. - ... ze ktoś tu się zaręczył. - Pokiwałam twierdząco głową, mocno wysilając się na uśmiech. Już miałam serdecznie dość tego dnia, tego wieczoru, zasranej miłości, która omijała mnie szerokim łukiem, mimo tego, ze kochałam. Jak skazaniec wróciłam do salonu, prowadząc za sobą Lou z Eleonor. Od grupowych uścisków uratował mnie kolejny dzwonek do drzwi.
- Kto jeszcze wie o naszej wspaniałej nowinie? - zapytał Louis.
- Ja do nikogo już nie dzwoniłem. - mruknął Niall, Liam z Danielle mu przytaknęli. - Może... Moze to Zayn. - jak na komendę pobieglam do drzwi z szerokim uśmiechem. - Albo Harry - usłyszałam jeszcze, kiedy przebiegłam przez korytarz.
Kolejny raz otworzyłam drzwi, przymykając lekko oczy. Mój szok, po zobaczeniu dwóch policjantów za progiem był nie do opisania.
- Dobry wieczór... - oparłam się o drzwi, zastanawiając się, co takiego ich do nas sprowadza.
- Dobry wieczór, Panienko - powiedzial ten niższy, znacznie bardziej przystojniejszy. - Panienka Flack, jak sądzę? - wysiliłam się na uśmiech i pokiwałam głową. - Pojedzie Pani z nami na komisariat. - zbladłam, co się dzieje w tym świecie?
- Jeśli chodzi o zakłócanie ciszy nocnej, to zaraz to załatwię i będzie cicho... Jak makiem zasiał. - zaczęłam się tłumaczyć, bo już trochę się przestraszyłam. Miałam pewno niemiłe spotkanie z policją rok temu, od tego czasu unikałam kłopotów jak ognia.
- Nie...- zaprzeczył wyższy policjant i uśmiechnął się. - Ucieczka z domu, to nie najlepsza ucieczka od kłopotów.
- Ale o co chodzi? - podszedł do mnie Liam ze zdziwioną miną.
- Pani Amy Flack jest aresztowana za posiadanie narkotyków. Pańska matka, znalazła w Pani pokoju marihuanę. Grożą Pani 3 lata więzienia, a teraz prosze do radiowozu. - wypowiedział to jak dobrze zaprogramowana maszyna. Dzięki mamo, zniszczyłaś mi życie. Dałam spiąć sobie ręce kajdankami i odprowadzić się do radiowozu. Kiedy już usiadłam, z przedniego siedzenia uśmiechnęła się do mnie znana mi już twarz.
- Witaj kochanie. - jadowity głos wypełnił moje uszy. - Nieładnie tak uciekać. - uderzyła mnie w twarz, pozwalając porwać się emocjom. Co za patologia...
------------------------------------------------------------------------------------------
Głupia, głupia, głupia Korba, brzydki, brzydki, brzydki rozdział.
Dodałam, bo już prawie miesiąc nic nie dodałam, a wypadało by Was już tak nie męczyć. ;P
Zawsze zastanawiałam się, jak wygląda Amy. Niestety zdjęcia osoby tak wulgarnej, chamskiej i aroganckiej nie widziałam. Poza mną.
A teraz pozwólcie, idę się położyć, ponieważ bardzo źle się czuję, a temperatura ciała wynosi 35 stopni...
+ najnowszy jedno-part KLIK również mojego autorstwa. Kogoś jeszcze powiadamiać, o nowym rozdziale? - podaj twitter, gg, fbl...

sobota, 25 lutego 2012

7. 'Niepewność.'

Życie to jedna wielka niewiadoma, ale co z uczuciami..?
Do napisania zainspirowała mnie lekcja WDŻ wczorajszego popołudnia.
Marek Grechuta - Niepewność KLIK
Wiem, że okropnie zepsułam ten rozdział.

Po raz kolejny obudziłam się z bólem głowy. A to niespodzianka, czy w tym domu są w ogóle jakieś tabletki? Wywlekłam się z łóżka prawie uderzając głową o róg szafki nocnej. Niewiele brakowało, a miałabym wymówkę, gdyby ktoś mi powiedział, ze musiałam się nieźle pierdolnąć w głowę oświadczając mu swój nowy pomysł, jak zawładnąć światem. Ociężałe powieki na ułamek sekundy zamknęły mi dopływ do światła, podczas gdy w głowie wirowało w rytm dubstepu. Poczułam, że wczorajszy jogurt zjedzony rano podnosi mi się do gardła. Podpierając się o łóżko wstałam i natychmiast pobiegłam w stronę łazienki, tak mocno trzaskając drzwiami, jak tylko się dało. W połowie drogi fala mdłości minęła, ale mimo tego nadal kierowałam sie w kierunku ubikacji.  Moja dłoń spoczywała już na klamce, ale nie mogłam otworzyć drzwi. Z wewnątrz dobiegał mnie śpiew - ktoś genialnie śpiewał moją ulubioną piosenkę Chrisa Browna With You, a to oznaczało, ze jednak jest w środku. Stojąc tak przy drzwiach i podziwiając talent śpiewaka wyglądam i czułam się jak kompletna idiotka, a co więcej jak... fanka. Potrafiłam tak się zasłuchać, ze kompletnie straciłam rachubę czasu. Drzwi otworzyły się nagle, a przede mną stanął Zayn w samym ręczniku przewiązanym na biodrach. Dosyć niecodzienny widok. Poczułam w powietrzu zapach wody po goleniu, a mimo tego nadal wpatrywałam się w tors Zayna. Bąknęłam tyko dosyć krótkie i aroganckie "Sorry" i uciekłam błądząc gdzieś po korytarzach.
- Amy... - zawołał za mną.  Nadal w samym ręczniku. - Chce pogadać. - Dlaczego tak bardzo nienawidziłam tych dwóch słów? - Dlaczego tak na mnie reagujesz?  - wyrzucił z siebie, a widziałam, ze było mu ciężko. - Nie wiem co Ci zrobiłem, na prawdę. Ale mimo tego, przepraszam Cię, chcę móc się z tobą dogadać, ale coś jest nie tak pomiędzy nami.
Sama zadałam sobie te pytanie: Dlaczego nie potrafiłam się jak dotąd dogadać z Zaynem?
- Nic nie szkodzi. - mruknęłam, wzruszając ramionami. - W sumie to nic wielkiego.
Zayn przypatrywał mi się uważnie, ale po chwili kiwnął głową ze zrezygnowaniem.
- Nie ty jedna nie trawisz Josha. - powiedział w końcu, gdy staliśmy tak w ciszy dobrych paręnaście sekund. - Tez za gościem nie przepadam.
Ten temat wydał mi się intrygujący, dlatego przestał gapić się w jego umięśnioną klatkę piersiową i pierwszy raz spojrzałam w jego oczy. Były brązowe.
- Chyba nie zauważyłam. - zamyśliłam się, chcąc oprzytomnieć i przypomnieć sobie jak Zayn obnosił się z Joshem. "Cześć, cześć" - nic wielkiego, żadnej wrodzonej nienawiści, sarkazmu czy chociaż oblania sokiem porzeczkowym.
- Tjaa... - uśmiechnął się pod nosem. - Trzeba panować nad sobą. - a potem, zauważywszy mój wzrok debila, zaczął wyjaśniać: - No więc. Josh... nie... moja dziewczyna... nie, moja była dziewczyna...  - przełknął ślinę - zdradziła mnie z Joshem. Wierz mi, że mam powody, żeby porządnie mu dokopać. - spodziewałam się kupna takiej samej koszulki, bokserek, czy czegokolwiek, ale jednak chodziło o coś poważnego. Niesłychanie poczułam sympatię do Zayna i uśmiechnęłam się tak miło jak tylko było mnie stać.
- Właściwie to gdzie on jest?
- Wyszedł wczoraj w nocy. My wróciliśmy koło dziesiątej, ty już podobno spałaś, a on sobie poszedł. Kazał nam na ciebie uważać. - zrobiłam wielkie oczy, od kiedy Josh się o mnie troszczy?
- A... Harry? - doszliśmy do sedna rozmowy. Usta wypowiedziały to, zanim do mózgu doszedł jakikolwiek sygnał.
Zayn zamyślił się i zrobił coś na kształt półuśmiechu.
- Wyszli rano i pojechali do centrum, powiedzieli, ze wrócą wieczorem, bo chcą wstąpić jeszcze do Danielle na próbę. - Kim jest Danielle akurat wiedziałam. Dwa miesiące temu sama Danielle Peaser, która tańczyła w teledysku Jessie J przyszła do nas na zajęcia i uczyła nas swoich ulubionych kroków. Oczywiście nikogo poza mną, one nie obchodziły, wszystkie pytały tylko jak całuje Liam. - Zdecydowałem się z Tobą zostać.
Zabrzmiało to na prawdę miło i... słodko. Tyle, ze potem wróciły do mnie znowu wydarzenia z wczorajszego popołudnia. Moja matka i Harry... Harry i moja matka. Jaccuzzi, szampan, topless.
Otrząsnęłam się w miarę szybko i napotkałam wzrok Zayna na sobie. Zaśmialiśmy się krótko, potem Zayn odszedł aby przebrać, bo swoją drogą rozpraszam mnie w samym ręczniku. Po powrocie sam z siebie zaproponował, że zrobi mi śniadanie. Oglądając "Największe wpadki 2011" popijając tosty sokiem pomarańczowym połączyła nas szczególna więź: niechęć do Josha jak i miłość do bejsbolówek.
- Ooo...- rozmarzyłam się, przymierzając piątą  z kolei bejsbolówkę Zayna - Ta jest świetna! - Zayn przytaknął głową oddalając się nieco, aby podziwiać mnie z całej okazałości.
- Do twarzy Ci w niej. - stwierdził po chwili uśmiechając się zalotnie, na co ja jak zwykle zarumieniłam się. Tuż po chwili przed Zaynem stała cegła ubrana w granatową bejsbolówkę z doczepionymi czarnymi włosami. Taki tam szczegół. Mijały minuty, godziny, a ja bawiąc się zupełnie jak małe dziecko przymierzałam kolejne ciuchy chłopaków. Przy szafie Zayna było najlepiej, miał ich najwięcej, a w dodatku wszystkie z nich były modne, czyli to, co lubiłam najbardziej. Mierząc kolejną bluzę poczułam zapach jego perfum na niej i owinęłam się nią jak kocem. Był taki przyjemny, że aż można było się od niego uzależnić. Ubrana w jego bluzę, której nie miałam zamiar ściągać przez cały dzień maszerowałam, aby pokazać się Zaynowi, który szykował mi jakieś przekąski do jedzenia. Jak to przystało na pokaz mody wbiegłam szybko do kuchni z wielkim "Ta-damm...".
Ale Zayna nie było w kuchni. Chyba, ze opanował sztukę zamiany ciał. Przy oknie w kuchni stał Harry, któremu na mój widok, aż oczy zaświeciły. Przyglądając się mojej, a raczej bluzie Zayna posłał mi uśmiech pełen bólu i nadziei. Ale ja nie miałam zamiaru tolerować jego zachowania. Szybko odwróciłam się na pięcie i pognałam w drugim kierunku. Nie dobiegłam daleko, bo po chwili dobiłam do czyjegoś umięśnionego torsu. Wkrótce stałam twarzą w twarz z Zaynem, a milimetry, które dzieliły nasze twarze były jedyną eskortą od nagłego pocałunku. Nadal czując na sobie wzrok Harrego, zrobiłam coś, czego od razu pożałowałam, a to wszystko dla zemsty...
Zbliżyłam swoje usta do ust Zayna i przechyliłam głowę. Chłopak nie protestował, wręcz pomagał mi i dłonią przejechał po moim policzku. Poczułam w tym miejscu mrowienie, ale najważniejsze było to, ze czasu uciekał. Jeśli nie zrobię tego teraz, to zapewne nigdy. Wreszcie nasze usta się złączyły w gorącym pocałunku. Nie chciałam go, ale pragnęłam zrobić wszystko aby tak bardzo zranić Harrego jak tylko się dało. Trzeba było przyznać, ze wyglądaliśmy bardzo realistycznie: ja ubrana w jego bluzę, a on... On na prawdę chciał mnie pocałować, i robił to. Mimo tego, ze Zayn całował naprawdę wyśmienicie po policzkach poleciały mi łzy. Zayn starł je opuszkiem kciuka, nie przestając mnie całować,  a drugą ręką trzymając mnie w talii. W końcu odsunął się ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Byłam pewna, ze teraz widzi w nich małą, zakłamaną zdzirę, którą się stałam, by się zemścić. Jednak wcale nie sprawiał takiego wrażenia, bo uśmiechnął się nie przestając głaskać mnie po policzku. Nawet nie spoglądając na żadnego z nich wyszłam z kuchni, pozostawiając ich samych w wielkim szoku. Wparowałam jak strzała do sypialni Zayna i rzuciłam się na łóżko. Już nie płakałam, tylko zamartwiałam się. Nie wiedziałam co tak na prawdę czuję, to było jakbym stała na środku długiego mostu. Na jednym końcu, gdzie po drodze roiło się od dziur i pułapek stał Harry, a na drugim tym prostym i wręcz miłym do przejścia stał Zayn. Serce biegło jak popierdolone do Harrego, uczucia gdzieś odleciały, rozum stał w miejscu, a ja?
Ja również. To nie ja szłam do Zayna, to on wtedy szedł do mnie. Usmiechał się, pomachał mi. A potem zniknął. Wszystko zniknęło, świat się zamazał. Otworzyłam oczy, a przy mnie zgarbiony i zmartwiony siedział Zayn głaszcząc po czole. Usiadłam obok niego i planowałam co mu powiem.
- Wiem, że tak na prawdę kochasz Harrego. - sposób w jaki to wypowiedział, zdradził mi, ze strasznie cierpiał. I to w dodatku przeze mnie. - Ja wiem, Amy. I chcę, zebyć wiedziała, ze ja Ciebie także kocham.- wtedy na mnie spojrzał. Oczami pełnymi łez.
Dotychczas myślałam, że Zayn mnie po prostu nie lubi, ale się myliłam. On tylko chciał obronić mnie przed Harrym... Tak jak Josh wczorajszego wieczora. Oparłam głowę o jego ramię.
- Mogę być Twoim przyjacielem. - szepnął wkońcu w tej niezręcznej ciszy. - Będę Twoim wsparciem, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy. Będę zawsze. Obiecuję. - poderwałam się z miejsca i po chwili stałam już na przeciwko Zayna. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony zaczerwienionymi oczami, ale ja tylko kiwnęłam głową i wtuliłam się niego jeszcze raz, aby poczuć zapach jego perfum. Łzy lały się mi się strumieniami powoli okapując na bluzkę Zayna. Usiedliśmy na łóżku nadal trzymając się w objęciach słysząc bicie naszych serc. Sama nie wiedziałam, czy po jednym dniu nie skakania sobie do gardeł możne kogoś pokochać. Sama nie wiedziałam czy to co czuję, jeśli jeszcze czuję cokolwiek oprócz bólu, to przyjaźń czy... kochanie. Sama nie wiedziałam czy kocham Zayna. Ale wtedy leżąc bezwładnie w jego ramionach, zdałam sobie sprawę, ze tak. Nie bez powodu nie potrafiłam teraz od niego odejść, nie bez powodu tak dobrze leżało mi się w jego ramionach. Byłam wściekła na siebie, ze jestem taka niezdecydowana, ze moje wybory to jedna wielka katastrofa, burza uczuć. Zatapiając się jeszcze bardziej w jego ramionach, czując jego dotyk coraz dokładniej, słysząc jego bijące serce, które na moment jakby... zatrzymało się. Wtedy kiedy nie usłyszał zaprzeczenia, że kocham Harrego. Byłabym skłonna mu je teraz powiedzieć.
"-Tak, Zaynie Maliku, nie kocham Harrego. Kocham Ciebie ty debilu!" - chciałam to powiedzieć, a zamiast tego tylko chlipnęłam parę razy na co on uciszył mnie delikatnie. Dalej kołysaliśmy się w rytm nadawany przez nasze serca, które złamane chciały połączyć się w całość.

_____________________


I jak ?

sobota, 18 lutego 2012

6. 'Małe co nieco.'

Na poczatek: WRÓCIŁAM. Po drugie: chciałam przypomnieć jesli ktoś zapomniał, co się stało w ostatnim rozdziale: więc, Amy obudziła się leżąc w łóżku tuż obok nagiego Harrego, ale dowiedziała się, ze do niczego pomiędzy nimi nie doszło. Podczas codziennego rannego biegania spotkała się z koleżanką ze szkoły, która powiedziała jej, ze Caroline wypisała Amy ze szkoły. Dziewczyna załamana wraca do domu, gdzie pociesza ją Liam. Wkrótce potem Harry i Amy całują się, ale przerywa im dzwonek do drzwi. Do środka wszedł Josh Millington.

Mdliło mnie gdy patrzałam na jego skórzaną kurtkę i ten kpiący uśmiech. Pamiętam jakbym wczoraj wróciła ze szkoły i zastała go z łóżku z moją matką. Przez dwa następne tygodnie obozowałam u taty kryjąc się nie tylko przed paparazzi, ale i świadomością, jaką szmate robi z siebie moja matka. Niestety kiedy już afera ucichła, a Josh zniknął z życia nas obu nigdy nie zdołałam odzyskać dobrych stosunków z Carol. Tymczasem najgorszy sen mojego powrócił gotów wbić mi nóż w plecy i zaatakować po raz kolejny. Ciszę zmącił trzask otwieranych drzwi i ciche stąpanie stóp po panelach.
- Ooo... - Nie zabrzmiało to mile, do kuchni wszedł Zayn. Nie wiem czy zareagował tak ze względu na mnie, czy na Josha, bo jego wzrok biegał omiatając nas od stóp do głów na raz. - Cześć stary. - Tak, to chyba jednak na mój widok.
- Witam, Malik. Jak tam? - zamaskowałam atak wymiotny nagłym napadem kaszlu. Nawet Harry spojrzał na mnie dziwnie.
Zayn kiwnął mu głową i mruknął coś Joshowi co zabrzmiało jak "świetnie". Staliśmy tak w (nie)zręcznej ciszy, która była mi całkiem  na rękę, dosyć długo. Tak długo, aż w końcu nogi zaczęły mnie boleć i nadal nic nie mówiąc usiadłam na krześle stukając palcami o blat stołu, wybijając dobrze znany mi rytm. Inicjatywę przejął Harry, który zaproponował nam wszystkim po szklance soku. Wzrokiem miażdżąc, a w myślach mordując Josha wstałam, odmówiłam i odeszłam do swojego pokoju nosem rysując po suficie. Ledwie przeszłam parę kroków, a ktoś pociągnął mnie za ramię jednocześnie podtrzymując moje plecy.
- Musimy pogadać. - mruknął mi na ucho Harry, kątem oka zauważyłam jak się zaczerwienił. Ostatni raz spoglądając na rozgadanego Josha debatującego z Zaynem podreptałam za Harrym w stronę... No właśnie czego? Tak, to była łazienka. Ogółem wydawało mi się to mało romantyczne miejsce na prywatne rozmowy, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Co jest? - zapytałam ledwie podnosząc wzrok z mojego odbicia w lustrze.  Harry rozejrzał się niepewnie, ale po chwili powiedział:
- Posłuchaj, wiem, co zrobił Ci Josh. Tobie i całej Twojej rodzinie, ale prosze Cię staraj się z nim dogadać. - Jego twarz, kiedy to powiedział była tak poważna, że prawie bym mu uwierzyła. - Proszę Cię, Amy. Chociaż spróbuj. - podszedł do mnie bliżej i chwycił moją rękę. Przyłożył ją sobie do serca, spojrzał na mnie czule i próbował pocałować w policzek. Wściekłość, która wypełniała nawet palce u stóp pokierowała mną i odepchnęłam Harrego. Jak Josh to robił, ze tak szybko i sprawnie potrafił zniszczyć mi całe życie i stosunki z innymi?
- Harry, nie ma mowy. - wykrztusiłam, gdy ten zdziwiony patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami. - Nie pogodzę się z Joshem. Zapomnij o tym. - Chłopak obrażony odsunął się ode mnie i wyszedł z łazienki zostawiając mnie na pastwę złych myśli.
Stałam gapiąc się w zaczernione od spływającego tuszu do rzęs policzki. Nie wiedziałam, czy to, co czułam do Harrego to jakieś poważniejsze uczucie, ale ja po prostu nie lubiłam się kłócić. Cierpiałam za każdym razem, jak w u Caroline było coś nie tak. Byłam bardzo wrażliwa, wszystkie dotkliwe obelgi od prasy przyjmowałam do siebie. Dopóki nie stałam się idealna... chociaż nadal nie jestem. Daleko mi do ideału, ale przestałam nawet liczyć swoje wady, kiedy ogłoszono mnie najlepiej zapowiadającą się gwiazdą ekranu 2011. Wyszłam z łazienki,a nim przekroczyłam próg przyłapał mnie Liam. Nic nie powiedział na moje zaczerwienione oczy, ale spojrzał na mnie ze współczuciem, co mi trochę pomogło. Poszliśmy do jego sypialni, która właściwie znajdowała się tuż obok mojej.
- Wiesz, pomyślałem, ze muszę ci pomóc - zaczął tak rzeczowym tonem, ze aż się przeraziłam. - Myślę, ze powinnaś pogodzić się z matką. - Nie wiem jaki miał cel tej całej rozmowy, ale dla mnie to wszystko oznaczało, ze musze się wyprowadzić. - W końcu jesteście sobie bliskie, musicie sobie pomagać.
- Liam, powiedz mi wprost. - przerwałam mu, niecierpliwiąc się. - Mam się od Was wyprowadzić?
Liam wybałuszył oczy i natychmiast zaprzeczył.
- Moim zdaniem twoje relacje z matką są na prawde kiepskie, a to jedyna osobą, z którą możesz porozmawiać o wszystkim. Ona cię na prawdę kocha. - jego ostatnie zdanie utkwiło w mojej głowie. W końcu była moją matką...
- To co zrobiła było na prawdę...- powiedziałam przełykając ślinę - obrzydliwe. Nie wiem czy chcę mieć z nią do czynienia po czymś takim. - Liam pokręcił głową, ale nie przerwał mi ani razu. - Ty nie wiesz jak to jest, miałeś, nadal masz świetne życie. Marzenia ci się spełniają, masz zawsze na kogo liczyć, a ja? - zapytałam samą siebie - Jestem tak cholernie sama, że nawet kot nie chce spędzać ze mną czasu.
Liam zbliżył się do mnie i drugi raz tego dnia pocałował mnie w czoło. Poczułam jakbym wreszcie miała upragnionego starszego brata.
- To twoja decyzja, zrobisz co zechcesz. - Kolejna osoba ze zdolnością narzucania swojej woli innym. W tym momencie poczułam, ze powinnam pogodzić sie z Caroline, bo... Bo ją kocham. A ona kocha mnie. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Z pośpiechem ubrałam się i umalowałam, aby jak najszybciej złapać autobus do centrum. Wychodząc starałam się ze wszystkich sił nie trafić na Josha. Niestety na marne.
- Amy! - rozległ się za mną jego głos. Jego seksowny, rockowy głos... Przyśpieszyłam potrącając wieszak i przewróciwszy go na ziemię przystanęłam gapiąc sie w podłogę.
- Czego? - zabrzmiało to tak, ze gdybym nie znała swoich rzekomych umiejętności Aikido, sama zaczęłabym się siebie bać.
- Chcę Cię ostrzec. - wybuchłam niepohamowanym śmiechem, ale Josh nadal kontynuował. - Przed Harrym. - głowa instynktownie zwróciła się w jego kierunku. Dlaczego akurat przed Harrym? - Uważaj na siebie. - westchnął, nieśmiało patrząc mi w oczy.
- Dlaczego mam uważać na Harrego? - krzyknęłam niedowierzając za nim, ale ten już odszedł w kierunku jedzącego Nialla. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z domu kierując się na najbliższy przystanek autobusowy. Minęły 2 lata odkąd ostatni raz jechałam środkiem komunikacji miejskiej, chociaż bardzo to lubiłam. Słynne londyńskie czerwone double-deckery dodawały uroku każdej uliczce. Uśmiechnęłam się , choć wiedziałam, że czeka mnie ciężka rozmowa z mamą. Po pierwsze chciałam wrócić do domu i odzyskac kartę. Po drugie chciałam wrócić do szkoły jak normalna uczennica, a nie z pompą i nowymi plotkami. I jeszcze chciałam się z nią pogodzić. Cała podróż na Willey Street zajęła mi 40 minut, a taksówką zeszłoby mi tylko 25. Uroki autobusów, a co.  Wzięłam głęboki wdech przed naciśnięciem dzwonka, a oczy zamknęłam. Do końca nie byłam pewna, czy popełniłam słuszną decyzję. Nikt nie chciał mi otworzyć, dlatego sama weszłam, bo drzwi jak zwykle były otwarte. Caroline zawsze zostawiała drzwi otwarte gdyby tata chciał wrócić do domu... Nadal nie rozumiała, jak bardzo zraniła i jego, i mnie. Przeszłam przez próg jednocześnie jednocześnie wytężając wzrok do granic możliwości. W całym mieszkaniu było ciemno, gdzieniegdzie paliły się świeczki, a zza drzwi łazienki delikatnie padało lekkie światło żyrandola. Podeszłam tam przy okazji potrącając stopą coś, co z dotyku przypominało sukienkę Carol. Spojrzałam przez uchylone drzwi w stronę jacuzzi, które kupiła na 11 rocznicę ślubu jej i Jake'a, a w nim zauważyłam dwoje ludzi, w tym na pewno moją matkę i pewnego chłopaka o brązowych włosach. Ach, tak. Brązowych, KRĘCONYCH włosach.
- No ja pierdole. - powiedziałam pod nosem, kiedy para już mnie zauważyła. Carol instynktownie zasłoniła się ręką, a Harry przyjął postawę obronną i starał się wymyślić cudną historyjkę na swoje wytłumaczenie. - Ty już nic nie mów - pogroziłam mu palcem, opierając się o barykadę drzwi. - Wszyscy jesteście popierdoleni! WSZYSCY! A ty - wskazałam palcem na Harrego - Nawet nie próbuj się więcej do mnie zbliżać, słyszysz? Nienawidzę Cię! Nienawidzę Was! - wrzasnęłam na cały głos, już poczułam, ze całe to uczucie związane z Harrym nie miało przypisanego szczęśliwego zakończenia. Wybiegłam z domu i wpadłam tuż na jadące auto. Serce tak mocno łomotało mi w piersi, ze myślałam, ze wybuchnie. Kierowca nieźle się wkurzył, ale nic nie odwróciło mojej uwagi od Harrego i Caroline. Biegłam przed siebie, aż dobiegłam do parku. Usiadłam na łazwce, a dopiero wtedy na moich policzkach pojawiły się łzy. Wszystko znowu sie tak pięknie spierdoliło... Poczułam jak ławka ugina się pod ciężarem kolejnej osoby. Tuż obok mnie siedział Zayn. Chyba przejął się mną, bo chciał mnie objąć ramieniem. Odtrąciłam go, bo jak już pierdolimy ludzi, to na całego.
- Zostaw mnie. - mruknęłam, gdy spróbował kolejny raz.
- Co sie stało? - domagał się wyjaśnienia, nie miałam ochoty na rozmowy a zwłaszcza z nim.
- Zostaw mnie, kurwa! - krzyknęłam i uciekłam tym razem celnie w stronę mojego nowego domu, w którym będę musiała mieszkać znacznie dłużej niż się spodziewałam. 
U progu przywitał mnie nie kto inny jak Josh. Wyminęłam go w drzwiach, chcąc jak najszybciej znaleźć się w "swojej" sypialni wręcz marząc o śmierci.
- Co jest? - zapytał tak delikatnie i czule, ze postanowiłam mu wszystko wyjawić. Przenieśliśmy się do salonu, a Josh nalał mi wina. Procenty zawsze i wszędzie.
- Harry... Harry..- chlipnęłam mu w ramię. - On... i Caroll... - potężnie pociągnęłam nosem dostając typowej histerii. Cała ta sytuacja już dawno mnie przerosła, ale dzisiaj sięgnęła sedna. Było na prawdę źle, jeśli żaliłam się komuś takiemu jak Josh.
- Cii..- uciszył mnie szeptem. - Będzie dobrze. Harry to zły człowiek, skrzywdził Cię. - potakiwałam mu głową jak maszyna. Chyba o drodze zgubiłam własne "ja" i zamieniłam się w... potwora. Chciałam już odejść. Tam, gdzie troski nie istnieją.




__________________

to 3 rozdział, który mi się podoba. wow.
Mam pytanie: Czy będzie Wam przeszkadzało jeśli od czasu do czasu w opowiadaniu pojawią się przekleństwa? Osobiście tego nie lubię, ale pytam Was.
+ Jeśli mam kogoś informować co do nowego rozdziału dajcie gg, twittera, fbl, czy coś.
Nowy rozdział przewiduje jakoś za tydzień, nie jestem w 100% pewna

piątek, 3 lutego 2012

5. 'Wycieczka rollercosterem.'

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i rwącym bólem w klatce piersiowej. Powieki nie chciały mi się otworzyć, ale gdy już je zmusiłam do posłuszeństwa, oczy zaczęły ogromnie piec, a w ustach miałam sucho.  Normalka, kac. Tylko ile ja wczoraj wypiłam i... co w ogóle robiłam ? Przeciągnęłam się długo, a ręką przez przypadek potrąciłam jakieś bezwładne ciało. Zwróciłam głowę w tamtym kierunku i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Harrego z rozkopanymi włosami na głowie z uśmiechem na twarzy.
- Wstałaś już, kotku? - zapytał ochrypłym głosem zbliżając się i próbując objąć mnie ręką. Może nie jestem jakaś super fanką zespołu, ale swoje wiem, a co najważniejsze wiem to, ze Harry zawsze sypia nago. Wyparowałam z pokoju i czym prędzej udałam się do łazienki po drodze utykając o puste puszki piwa. Cholera... W całym domu śmierdziało fajkami i innym świństwem. Jedno, zasadnicze pytanie: Co się wczoraj stało ?

- Pocałuj mnie. - mruknął Harry zbliżając swoje usta do moich.
Skamieniałam. Dalam się ponieść emocjom, przechyliłam głowę z prawo i zmniejszyłam odległość pomiędzy nami do milimetrów. Kiedy już nasze usta były ze sobą połączone czułam jego dłoń na moim policzku i wzrok pozostałych chłopaków, którzy zapewne gapili się na nas z otwartymi buziami. Jedno było pewne, całował po mistrzowsku tak... zmysłowo i czule.
To on pierwszy oderwał się ode mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Zadanie zaliczone, piękna.


A wtedy pojawia się wielka czarna plama. Znużona oparłam głowę o szafkę w łazience i spojrzałam nieprzytomnie na swoje odbicie w lustrze. Pod oczami miałam wielkie cienie, szminka roztarła mi się we wszystkie możliwe strony, a starannie ułożone włosy przypominały pobojowisko po wojnie. W głowie chaos i na głowie chaos.
Wyszłam z łazienki w poszukiwaniu jednego z pustych pokoi, w którym podobno jakiś czas mieszkała siostra Louisa. Idąc długim jasnym korytarzem, mijając stare obrazy, potykając się o stare skarpetki, wysilałam swoją pamięć, aby wydarzenia ostatniego wieczoru powróciły do mnie w całej okazałości. Na marne, oczywiście, a jak.  Po chwili wparowałąm do jakiegoś pokoju z różową tapetą na ścianach. Na ustach pojawił się grymas i wizja, że wkrótce będę musiała tu spędzać całe dnie. Podeszłam do szafy, otwierając ją trochę zbyt gwałtownie.  Z drzwiczek odczepiło się jedno zdjęcie i opadało powoli na ziemię tworząc w powietrzu różne wzory. Schyliłam się wzdychając ciężko przyglądając się zdjęciu. Przedstawiało ono Harrego opartego o ścianę jakiegoś budynku, a obok niego Louisa ubranego w pasiastą koszulkę, szelki i kolorowe spodnie, uśmiechającego do brunetki po jego prawej stronie. Te same rysy twarzy i ten wspaniały uśmiech wyjaśniły mi, ze musi to być siostra Louisa, Fizzy. Odłożyłam zdjęcie na miejsce i sięgnęłam do szafy po wygodne dresowe spodnie sportową bluzkę. Związałam dla efektu włosy w wysoki, koński ogon i obejrzałam całokształt w lustrze. Wbiegłam na szybko do kuchni, napiłam się wody z kranu, gasząc pragnienie. Na szybko ubrałam czyjeś trampki, ubrałam sportową kurtkę i wyszłam na palcach z mieszkania. Ostry, mroźny wiatr wbijał mi w twarz szpilki, przy okazji malując moje policzki na mocną czerwień.  Po chwili pożałowałam, ze w ogóle ruszyłam się z łóżka. Stuknęłam się potężnie w czoło, odnotowując w pamięci, aby następnym razem zaufać intuicji. Westchnęłam po raz ostatni i biegiem ruszyłam przed siebie.
Londyn był pusty. Tylko debil mógł wybrać się w taką pogodę gdziekolwiek poza swoje cztery ściany. Biegłam nadal przed siebie rozglądając się wokół i co chwilę poprawiając włosy. Po 10 minutach dosyć szybkiego truchtu, byłam już tak zmęczona, ze zaczynało brakować mi powietrza. Przystanęłam na chwilę chwytając się za bok i oddychając ciężko. Schylona tak znacznie lepiej mi się oddychało i bezbronnie gapiło na mokry chodnik.
- Khem, khem. - usłyszałam damski głos dobiegający za mną.
Odwróciłam się gotowa na kolejne zaczepki brytyjskich dam.
- AMY ?! Co Ty tu robisz ?
- Camillie ? Co TY tu robisz ? - Przede mną stałą w całej okazałości moja koleżanka  ze szkoły dla artystycznie uzdolnionych im. księcia Williama. Czarny firmowy płaszcz i torebka od Gucciego dodawały jej lat, ale spoglądając na jej twarz miało się wrażenie, ze ma swoje upragnione 17 lat.  Cam spojrzała na mnie mrużąc podejrzanie oczy, ale nadal nie wypadła z gry.
- Co Cię tu sprowadza ? - powiedziała przenosząc ciężar ciała z lewej, na prawą nogę.
- Biegam sobie, tak tylko... - zmieszałam się. Spotkanie a Camillie Breaks z samego rana zwiastowało na prawdę zły dzień. To dopiero początek tej męki.
- Tak... - zmierzyła mnie wzrokiem, podnosząc brwi na opłakany widok moich tenisówek. - Dlaczego zrezygnowałaś ze szkoły? - Cała magia Camillie, nie wiadomo jak bardzo zszokowana by była, nigdy nie odpuści i zostawi Cię w spokoju.
- Zrezygnowałam? - Poczułam jak krtań odmawia mi posłuszeństwa.
- Tak. Wczoraj przyszła Ms. Jones na zajęcia i powiedziała, że zrezygnowałaś. Cała szkoła o tym huczy. Wspaniała Amy Flack olała szkołę i uciekła z domu. - Dokładnie zaakcentowała ostatnie słowa skutecznie przy tym wytrącając mnie z równowagi.
- Nic takiego nie miało miejsca. - Uwielbiałam te nasze inteligentne pogawędki.
- Tyle dobrze. - wysiliła się nawet na sztuczny uśmiech. - Krążą plotki, ze Twoja matka za tą całą ucieczkę, wkurzyła się i wypisała Cię ze szkoły. Sam Josh Millington jak oszalały biegał po szkole i ogłaszał, że już nie chodzisz do szkoły, ze cię wylali.- wzruszyła ramionami, udając, ze nie zauważyła mojego odruchu wymiotnego na dźwięk nazwiska "Millington" i odeszła w rytm nadawany przez jej szpilki zostawiając mnie samą. Miałam podstawy, żeby zamordować Josha, ale tego nie zrobiłam. Przez cały czas, udawałam, ze panuję nad sytuacją.
Pobiegłam w stronę... domu. Nadal ciężko mi było się przyzwyczaić, żeby nazywać szpital psychiatryczny swoim domem. Tylko tam, było dla mnie miejsce. Wparowałam do domu i głośno trzasnęłam drzwiami zapominając, ze pewnie cały dom ciągle śpi.  U progu drzwi przywitał mnie Liam wypijający dzbanka wodę. Uśmiechnęłam się na myśl, ze kiedy ja gasiłam pragnienie nikt mnie nie widział.
- Hej Ams.
- Cześć. - Liam zmierzył mnie wzrokiem:
-Byłaś biegać? - w jego głosie wyczułam ironię.
- Tak, w końcu... - przerwałam udając, ze przypatruję się wazonowi - trzeba dbać o kondycję.
Liam przytaknął mi i udał się w stronę pokoi.
-Ehm... - westchnęłam. - Liam..? - krzyknęłam za nim, a w głowie mi się łomotało.
- Tak?
- Posłuchaj... - podeszłam do niego bliżej, żeby jak najciszej powiedzieć: Co się właściwie wczoraj stało ?
Liam tylko zaśmiał się krótko i spojrzał na mnie wybałuszając oczy.
- Na prawdę nic nie pamiętasz? - szepnął, a ja przytaknęłam.
-Tak jak ja. - wzruszył ramionami, czym wprawił mnie w osłupienie. Myślałam, ze chociaż on powie mi, dlaczego wylądowałam z Harrym w jednym łóżku. Jeśli on nie wie, to nikt nie wie.
- Ahh, Amy..? - zapytał przyglądając się opiekuńczo. Spojrzałam tylko oczyma pełnymi łez. - Co się stało?
Przenieśliśmy się na kanapę w salonie. Ukryłam twarz w dłoniach, powoli wypuszczając powietrze.
- Jestem w 99% pewna, że moja, jakże opiekuńcza (Liam prychnął) Mamusia wypisała mnie ze szkoły i odcięła mi wszelkie środki na koncie. - wyrzuciłam z siebie.
- To wszystko? Proszę Cię, zawsze mogło być gorzej.
- Nie! - warknęłam. - Szkoła to dla mnie ogromna szansa. Miałam ją skończyć, iść na Harvard. Zdobyć kierunek i wykształcenie, znaleźć pracę, nie dlatego, ze jestem córką Flackówny, tylko, ze coś potrafię zrobić. Że potrafię coś osiągnąć...- powiedziałam przez łzy, czym wybiłam Liama z tropu.
Chłopak przysunął do mnie i pocałował w czoło.
- Nie martw się na zapas. Wierzę, że Ci się uda. - nie dało mi to wielkiego pocieszenia, ale jakieś zawsze. Liam po chwili odszedł zostawiając mnie samą wpatrującą się w haftowane poduszki. Niestety nie zbyt długo mogłam nacieszyć się samotnością, do której byłam przyzwyczajona. W domu całe dnie spędzałam gapiąc się za okno, a tutaj? Ciągle ktoś... żył.
- Amy? - usłyszałam głos Harrego. Jest źle. - Gdzie wybiegłaś rano? - w głowie czuć było oskarżenie.
- Biegać - mruknęłam i pośpiesznie poszłam do kuchni.
- Hej, czekaj coś nie tak? - pobiegł za mną. Cholera jasna.
- Harry, mogę Cię o coś zapytać? -  zmusiłam się do zadania tego pytania w międzyczasie sięgając do lodówki, po jogurt.
Gdy przytaknął mi głową zaczęłam się bać. Czy chciałam usłyszeć, co tak na prawdę się wczoraj stało? Nie... Nim zdążyłam się powstrzymać, uderzyć w głowę młotkiem, czy czymkolwiek ciężkim wyparowałam:
-Jak to się stało, ze wylądowaliśmy w jednym łóżku?
Harry zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się.
- Sama chciałaś. - nie przestawał się uśmiechać.
- Niee.. - pokręciłam przecząco głową. - Niemożliwe. - Harry jakby... posmutniał. - Nie to, ze ten, nie....- zaczęłam machać rękami, jakbym chciała uciec od przeszłości, ale mi się nie udawało.
- Nie bój sie.. - chwycił mnie za nadgarstek. - Do niczego nie doszło. - podniósł lekko kąciki warg i puścił mnie.
- T-to... dobrze. - spojrzałam na niego wielkimi oczami. Zbliżał swoje usta do moich, a ja stałam w miejscu jak idiotka, bo... sama tego chciałam. W końcu nasze usta się spotkały, na sekundę, dwie, na wieczność. Harry rękę przejeżdżał delikatnie po moich plecach, a ja założyłam mu ręce na ramiona. Staliśmy tak całując się dosyć długo, póki nie odsunął się ode mnie ze sprytnym uśmieszkiem.
-Nie wmówisz mi, że Ci się nie podobało. - czułam jak moje policzki robią się czerwone, oczy iskrzą. Owszem, podobało mi się. Od odpowiedzi uratował mnie dzwonek do drzwi. Obiecałam sobie, że wyczyszczę buty osobie, która właśnie zaszczyciła nas swoją obecnością. Harry poszedł otworzyć, a ja zostałam w kuchni nadal z rumieńcem na policzkach. Po chwili wrócił z niewesołą miną. Kolejne wspaniałe wieści?
Za nim szedł wysoki szatyn, emanując pewnością siebie i wytrwałością w celu. Nie wiem, co bym oddała za to, aby rzucić się z mostu po drodze do domu.
- Amy - powiedział uśmiechnięty Harry wskazując na chłopaka - To mój najlepszy przyjaciel Josh Millington.
Tak, tak. Przede mną w całej swojej gównianej okazałości stał powód, dla którego moi rodzice nie sa już małżeństwem. To wszystko było jak jedna, wielka, niekończąca się wycieczka rollercosterem.

_______________________________________
nie podoba mi się
dodaję, bo wyjeżdzam do Londynu na tydzień i mnie będzie.
Pisane, podjadając siostrze Delicje Szampańskie o smaku wiśniowym.

napisałam jednoparta: http://just-one-part.blogspot.com/

poniedziałek, 30 stycznia 2012

4. 'Zasada numer 4.'

Nim zdążyłam podnieść się z kanapy, trzy ciała zepchnęły mnie na podłogę przytrzymując w pomieszczeniu. Czułam jak łzy zbierają mi się w oczach.
- Amy ! - upomniał mnie Louis. - Nigdzie nie idziesz, zostajesz tu !
- Po co mam tu zostać ?! Co mam robić ! - wrzasnęłam rozprostowując się na kanapie, Zayn z Liamem nadal mnie trzymali, żebym im się nie wymknęła. - Nie rozumiesz, że nie mam teraz nic ! Muszę wyjechać... do taty, do Nowego Yorku. - dokończyłam zdrętwiałymi wargami, a przed oczyma widziałam wizje siebie w Nowym Yorku. Słabo mi się zrobiło jak pomyślałam o tych zatłoczonych przez paparazzi ulicach, pod moimi oknami.
- Nie musisz... - odezwał sie Harry, spojrzałam na niego jak głupia. Czyżby..? - Może... - dodał patrząc po chłopakach - Może Amy zamieszka z nami?
Nie chciałam w to uwierzyć... Mogę zostać w Londynie !
- Amy... - mruknął Niall z wielkimi oczami. - Zamieszkasz... z nami ? - powstrzymywałam się resztkami sił, żeby nie krzyknąć, ze uratowali moje życie.
- Yhhmmm.. No ok. - powiedziałam wzruszając ramionami. - Ale... jak ?
- Czasami przyjeżdżała do nas moja siostra, Fizzy. Jest wolna sypialnia, jakieś ubrania, prywatna łazienka. Nie ma problemu.
Chłopcy spojrzeli na siebie nawzajem i uśmiechnęli się. Zayn z Liamem wypuścili mnie już z objęć i pozwolili rozsiąść mi się wygodnie na kanapie.
- No... wystarczy, ze czasami coś nam ugotujesz, posprzątasz, pozamiatasz..., zwykłe domowe prace, wiesz o co chodzi. - powiedział Louis, zrobiłam wielkie oczy. NIGDY ! Ale... nie mam gdzie mieszkać. No, Amy, podejmij pierwszą męską decyzję w swoim życiu. Zagryzłam potężnie wewnętrzną część policzka, przeczesałam włosy i zamyśliłam się głęboko.
- Jasne. - szepnęłam, poczułam się trochę jak... sprzątaczka. - To kiedy mam zacząć ? - spytałam, gubiąc po drodze swoją godność.
- Nie ! - wrzasnęli mi do ucha Liam, Niall, Zayn i Harry porywając się z miejsc i potrącając przy tym jakąs wazę, która spadła na ziemię krusząc się na małe kawałeczki.
- Co nie ? - przeraziłam się, jednak nie mogę tu mieszkać ? Kompletnie straciłam rachubę, podobno kobieta zmienną jest, ale oni przebili już wszystko.
- Nie, Amy, posłuchaj. - zaczął Liam. - Wcale nie musisz u nas 'pracować'. To tylko Louis stroi sobie żarty - powiedział, wzrokiem miażdząc Louisa, który wrócił z kuchni podjadając marchewkę. Możliwe, że w Louisie krył się normalny człowiek, ale nawet jeśli tak, jak dotąd go nie widziałam.
- Będziesz u nas mieszkać, jak... gość. Długoterminowy gość - uśmiechnął się Zayn, a Harry przytaknął głową.
- Ale jak długo ? Nie mogę tu mieszkać, za darmo, przez całe miesiące... - zasmuciłam się, wizja mieszkania z całą piątka przybrała szare kolory. Troche głupio mi było, że własna matka wyrzekła się mnie i zostawiła na lodzie.
- O to się nie martw. - powiedział Harry, przysiadając się do mnie. - Jakoś sobie poradzimy. - objął mnie ramieniem. Poczułam zapach jego perfum. - To co robimy chrzciny ?
- Trzeba to oblać. - zawołał Louis i pobiegł w stronę wielkiego szklanego barku na drugim końcu salonu. Liam przewrócił oczami i podszedł do kuchni wracając stamtąd z 6 kieliszkami. Louis w tym czasie wrócił i od razu każdemu z nas nalał kieliszek czerwonego wina.
- To mocne ? - spytał Zayn mrugając do mnie jednym okiem.
- Taaak. Napijesz się z nami, Ams ?
- Okey, z chęcią. - odpowiedziałam z wahaniem, niegdy tak na prawdę nie piłam, od czasu do czasu lampka lekkiego białego wina na bankiecie z gwiazdami. Upiłam łyka ze szklanego kieliszka i poczułam w ustach gorzkawy smak alkoholu. Bez wahania skrzywiłam się, ale ze zdenerwowania wypiłam resztę za jednym zamachem. Pytającym wzrokiem spojrzałam na Louisa, a ten dolał mi kolejną porcję wina, która po chwili znowu wypiłam.
- Niech, to laska, mocną głowe masz ! - zaczął mnie 'podziwiać' Niall. - Może coś jeszcze mocniejszego ? - zapytał wskazując ręką na dużą butelkę z bezbarwną ciecza. Skinęłam mu głową, a po chwili duszkiem wypiłam nastąpną porcję alkoholu.
***
Pełna energii biegałam po całym mieszkaniu śmiejąc się głośno. Harry, który już od 10 minut gonił mnie, bo ukradłam mu jego iPhone przystanął na chwilę i oparł się głowa o ścianę.
- Dobra koniec tych wygłupów. -powiedział do nas Liam, wstając i upadając po chwili na swoje pierwotne miejsce. Promile we krwi dawały się we znaki.
- Tak, gramy w coś, inaczej zwariujemy tu z Wami ! - krzyknął z kuchni Niall. Rany, co on tam tak długo robi ? Gdyby mógł mieszkać sam, potrzebowałby tylko kuchni i łazienki. Chociaż za pewne łazienki by się wyzbył, żeby wstawić tam ogromniasta lodówkę.
Podeszłam bliżej do Harrego i oddałam mu telefon, puszczając mu oczko. Chłopak usmiechnął się i chwycił mnie za rękę prowadząc do salonu. Poczułam lekkie mrowienie, gdy jego palce splatały się z moimi.  Usiedliśmy na kanapie, a gdy oparłam się głową o jego ramię, objął mnie czule. Powieki automatycznie mi się zamknęły, a na twarzy zagościł uśmiech. Szczery uśmiech, coś nowego w moim życiu.
- Gramy w butelkę ? - wyparował ni stąd ni zowąd Louis. Trochę bałam się konsekwencji tej gry, ale zostałam przegłosowana. Wszyscy chłopcy byli zachwyceni propozycją starszaka, przez co stwierdziłam, ze muszą o sobie wiedzieć na prawdę wszystko.
- Kręce pierwszy. - warknął Zayn wyrywając butelkę z rąk Nialla. Szybko zakręcił nią i wpatrywał się w podłogę. Gdy szyjka butelki wskazała na Louisa, jego oczy były wielkie jak monety dwu-funtowe.
- No, no no...Tomo... - zaśmiał się szyderczo, zaczęłam się trochę bać. - Pytanie... - zaczął obracać w dłoniach długopis - czy zadanie. - specjalnie upuścił długopis na ziemię, co dodało efektu.
- Nie boję się ciebie, Zayn. - zmiażdżył go wzrokiem Lu, przychylając się do niego. Przez parę sekund siłowali się wzrokiem, co wyglądało tak komicznie, że składałam się ze śmiechu, za każdym razem gdy Zayn poruszał brwiami. - Zadanie. - wydusił w końcu Louis.
- Byłem na to przygotowany. Rozbierz się i wyjdź na miasto. - ja byłam w szoku, ale Niall i Harry tylko pokiwali głowami.
- Stary, mogłeś wymyślić coś lepszego.
- To jeszcze nie koniec. - uśmiechnął się Zayn i szepnął coś na ucho Louisowi. Ten rozdziawił usta z wrażenia i spojrzał z przerażeniem na mulata.
- Ty nikczemny - wrzasnął mu do ucha, śmiejąc się równoczesnie.
Po 10 minutach Louis stał przed nami w samych bokserkach i skarpetkach przekraczając próg drzwi. Niall i Liam dopingowali go krzycząc coś w stylu 'Dasz rade, Tomo. Uda Ci się !'. Louis uśmiechnął się i wbiegł na ulice. Kilku przechodniów aż przystanęło z wrażenia, a gdyby ich wzrok mógłby zabijać z pewnością Louis już byłby martwy. Lu nie zważając na nich ruszył w stronę centrum energicznie wymachując rękami. Szliśmy tak zanim równe 15 minut, a gdy już dotarliśmy do małej knajpki ludzie powoli przestali zwracać na niego uwagę.  Louis nie chciał do tego dopuścić i zaczął na cały głos śpiewać najnowszy hit LMFAO 'I'm sexy and I know it' tańcząc równocześnie. Każdy ruch z teledysku był odpowiednio przedstawiony przez Lu, ale tysiąc razy bardziej seksownie. Podchodził do nieznajomych poruszał biodrami, kiwał się, machał rękami i wrzeszczał cały czas 'I'm sexy and I know it'. Wtem pewna starsza kobietka o jasnej cerze i siwych włosach nie wytrzymała i powoli podniosła się z krzesła. Podeszła jak najbliżej Louisa przyglądając się mu zarazem. Razem w parze wyglądali przekomicznie, babulinka mierząca metr czterdzieści pięć w kapeluszu i Louis o wzroście koszykarza. Ni stąd ni zowąd zamachnęła się wielką skórzaną torebką,którą uderzyła go w twarz. Chłopak skulił się z bólu, i zaczął utykać na jednej nodze. Babcia znowu zamachnęła się i tym razem uderzyła go jeszcze mocniej, ale w brzuch.
- I żeby mi się to więcej nie powtórzyło ! - wrzasnęła na pożegnanie i odeszła w stronę Big Benu.
Harry, który ze śmiechu leżał na drodze podniósł się i pobiegł w stronę Louisa.
- Stary, trzy..- jego wypowiedz przerwał nagły, długi atak śmiechu. - ...masz się ? -  dokończył po chwili i wyciągnął rękę, aby pomóc Louisowi wstać.
Pierwsza zasada jakiej się nauczyłam przebywając z chłopakami ?
Zasada #1. Nie zadzieraj z Zaynem. Jest zdolny do wszystkiego.
Po kilku minutach byliśmy już w domu. Louis przykryty 3 ocami nadal trząsł się z zimna i ledwie co zakręcił butelka. Na szczęście lub nieszczęście szyjka butelki wskazała na Harrego.
- Pytttanie... czy..
- Pytanie. - szybko przerwał mu Harry. Nie dziwię się mu się, boję się JEGO zadań.
Louis zamyślił się krótko, po czym podskoczył na kanapie.
- Wiem, wiem! - krzyknął wskakując na przerażonego Nialla. - Kiedy ostatni raz robiłeś sobie...
- MASZ FANTA !- Harry rzucił w Louisa swoją koszulką. Nie uszło mojej uwadze, ze chciał coś ukryć.
Loui złapał koszulkę i zaczął ją przebierać w dłoniach, wąchać, a nawet założył ją na siebie.
Zasada #2 Nie próbuj zrozumieć Louisa. To jest logicznie niemożliwe.
Niall jako pierwszy otrząsnął się z szoku i pobiegł do kuchni. Po kilkunastu sekundach wrócił stamtąd z 3 paczkami chrupków, chipsów, paluszków. Coś czuję, ze jutro nie zmieszczę się do spodni.
Zasada #3 Nie zgadzaj się na to, aby Niall chodził na zakupy. NIGDY. (Już czuję te 4 kg więcej od samego patrzenia na te słodkości).
Powstrzymywałam się jak mogłam, ale te pyszności, aż się prosiły o zjedzenie. Zacisnęłam usta, aż ułożyły się w cienką linie i pokręciłam przecząco głową, na widok Nialla wpychającego mi do ręki paczkę Milky Stars.
Harry chciał przywrócić całą grę do normy i zakręcił butelką. Butelka kręciła się i kręciła wprawiając nas wszystkich w podniecenie. Serce mi się zatrzymało, gdy butelka wskazała na mnie. Właśnie dlatego nigdy nie zgadzałam się na udział w takie gry, ze strachu...  Na sobie miałam tylko bluzkę Nialla i dresowe spodnie, które wzięłam z pokoju Zayna, jeśli nie będę chciała czegoś zrobić, przyjdzie mi w zamian ściągnąć koszulkę... Harry uśmiechnął się do mnie miło i szepnął mi na ucho :
- Nie bój się, będę łagodny. - kątem oka zauważyłam jak wzrok Zayna przesuwa się po nas jak żrący kwas.
- Pff...- zaczęłam się z nim droczyć, nic nie poradzę na to, ze na mnie tak działał. - Nie boję się Ciebie.
- Jesteś pewna ? - udał zdziwionego i jednocześnie skontaktował się wzrokowo z Louisem, który był zbyt zajęty miętoszeniem koszulki Harrego, i zbył go szybko.
- Tak... i wybieram zadanie. - im dłużej czekałam na zadanie, które miał mi zadać, tym bardziej żałowałam swojej decyzji. Cholera wie, do czego Styles był zdolny.
W tym momencie miałam wrażenie, ze usłyszał moje myśli, bo zbliżył się do mnie i zalotnie uśmiechnął.
- Pocałuj mnie. - powiedział zbliżając swoje usta do moich.
Zasada #4 Nie zakochuj się, Amy. Nie zakochuj się...
____________________________________________________

aaaaaaah, nareszcie ! wiem, czekaliście długo,ale myślę, że było warto. akcja się rozkręca i jestem w szoku, bo rozdział nawet mi się podoba ;d ja mam ferie, także pomyślicie, ze bd miała sporo wolnego czasu, aby pisać, ale (nie)stety wylatuję do UK jutro o 10:45, także całe ferie będę w Wlk Brytanii, ale nie martwcie się, jak już napisze to bd 10000 razy więcej akcji niż tutaj ;p Pozdrawiam :)
+ ZA KAŻDYM RAZEM JAK CZYTAM WASZE SŁODKIE KOMENTARZE MAM ŁZY SZCZĘŚCIA W OCZACH, DZIĘKUJE !

piątek, 20 stycznia 2012

3. 'Z innej planety.'

Po przekroczeniu progu wyczułam zapach gotowanego makaronu, którym cały pokój był zapełniony. Po prawej stronie postawiony był staromodny wieszak, a niżej szafka na buty, z których większość już wypadła. Bałagan, zamęt, wszystko to wypełniało cały dom już na pierwszy rzut oka. Rzeczywistość okazała się być całkiem inna - pokoje, do których weszłam były uprzątnięte, a rzeczy w szafkach równo poukładane, kolejny powód dla mnie, zeby nie oceniać rzeczy i ludzi po pozorach. W wielkiej przestrzennej kuchni, rodem z magazynów z meblami stał odwrócony tyłem Harry z samych bokserkach 'pichcąc' coś do jedzenia. Wesoły odwrócił się w moim kierunku trzymając jakąś metalową miskę w dłoniach, która po chwili spadła na ziemię z łoskotem.
- Amy... hej - mruknął do mnie schylając się po upuszczony przedmiot. - Co ty tu robisz ? - zapytał, prostując się i wyraźnie eksponując swoje mięśnie.
- Ja ją tu przyprowadziłem. - dobiegł nas głos Nialla dochodzący z okolic lodówki. Spojrzałam na niego, właśnie wsadził niemalże całą głowę w poszukiwaniu czegos do jedzenia. - Na kolanach mnie błagała, żebym ją przyprowadził do Ciebie, loczek. - zdenerwowałam się lekko, brzmiało to jakbym rzeczywiście czegoś potrzebowała.
- Noo..- zmieszał się Harry przeczesując włosy. - Jak się trzymasz Ams ? Jesteś jednak chora, prawda ?
- Tak, trochę - 'na głowę' dodałam w myślach i usiadłam na fotel, który podsunął mi Niall. Kolejny raz rozejrzałam się wokół i w oczy rzuciło mi sie 'coś' czego nie zauważyłam na pierwszym, drugim, dziesiątym razem. W salonie, zaraz obok kuchni na kanapie leżało 3 kolesi, pewnie pozostali członkowie zespołu. Jeden z nich, z rozczochranymi włosami, w bluzce w paski podszedł do Harrego i klepnął go w pośladek.
- Auu..! - wrzasnął na cały głos Loczek, czym rozbudził pozostałym chłopców. - Rany, Louis, gościa mamy ! - ostrzegł bruneta i wymierzył mu krótki cios w lewe ramię.
- To znaczy, ze całą akcję przełożymy na noc, co nie ? - zaśmiał się i zwrócił do mnie - Zwykle nie jest taki nerwowy - wskazał palcem na bruneta, ustami dokładnie sylabując  słowo 'dupek' - Jestem Louis, piękna pani, damo mego serca... - i zanim zauważyłam wziął mnie na ramiona i zaprowadził do sypialni. Nie mogłam wyjść w szoku. Co on wyprawiał ? Kiedy doszliśmy do małego pokoju o ładnych, stonowanych kolorach ścian przyłożył mi palec do ust, na znak milczenia, a sam odwrócił się  w stronę drzwi.
- Daję sobie rękę uciąć, ze zaraz wparuje tu wściekły Harry. - szepnął mi na ucho.
- Ale dlaczego - nie potrafiłam zrozumieć, o co chodzi. Louis był, jak... z innej planety.  Oni wszyscy, ta atmosfera, taka przyjemna, rodzinna, wszystko takie prostsze.
- Louis, cholera wracaj tutaj, migiem !  - usłyszałam głos Harrego zgodnie z przewidywaniami Louisa.  Ten spojrzał na mnie wzrokiem 'a nie mówiłem'
- Ale czemu ? - zastanawiałam się.
- Musisz zrozumieć, ze Harry jest chorobliwie zazdrosny o swoje dziewczyny. - mrugnął do mnie i podparł się ręką o ścianę. - A zwłaszcza o te ładne.
- Coo ? - prawie krzyknęłam i zaczęłam się krztusić własną śliną. Louis klepnął mnie kilka razy w plecy i bacznie mi się przyglądał. Czyżby Harry opowiedział im inną wersję naszego spotkania na polanie ? - My z Harrym... My... Nie jesteśmy razem. - przytaknęłam dla efektu głową.
- Nie ? - zdziwił się. - Ale.. ale... Jak to ?
- Poznaliśmy się wczoraj, pogadaliśmy trochę, ale tak poza tym... nic. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Ciekawe ile wyczuł w tym kłamstwa.
Louis nadal patrzył na mnie jak na idiotkę, czyżby coś podejrzewał. Albo... Harry ! - zaświtało mi w głowie. Muszę z nim porozmawiać - spojrzałam na bruneta, który wyglądał na zbitego z tropu - i to jak najszybciej.
- Co masz na bluzce ? - zapytał mnie po chwili, krzywiąc się. - Jakiś nowy wzór ? - wskazał na wielką plamę po kawie na bluzce od piżamy.
- O mój Boże... - chwyciłam sie za głowę. Jak mogłam zapomnieć ? - Niall wylał na mnie kawę. - wytłumaczyłam mu krótko.
- No tak - uśmiechnął się pod nosem - cały Niall - dodał i ruszył w stronę wielkiej lustrzanej szafy. Pogrzebał w niej nieco i wyciągnął z górnej półki jasnozieloną koszulkę z napisem 'Free Hugs'.
- Masz, przebierz się. Skoro Niall Cię oblał, weź sobie jego bluzkę. - podziękowałam i przyjrzałam się z bliska koszulce. Rozmiar L, utopię się w niej... Już zamierzałam zciągnąć swoją koszulkę, ale...
- Louis ? - zapytałam bruneta siedzącego na łóżku i rozglądającego się wesoło wokoło.
- Tak ? - odpowiedział, spoglądając to na mnie, to na bluzkę. - Coś nie tak z koszulką ? Niall to brudas, moze być coś nie tak... Ostatnio poplamił ją krewetkami, a wcześniej ślimakami, które jedliśmy w Paryżu, żebyś tylko widziała jak jeden z nich tak fajnie spłynął idealnie po literce 'R'. - Ughh ! Spokojnie przeżyłabym nie wyobrażając sobie tego.
- Nie... wszystko ok... z koszulką... - powiedziałam i spodziewałam, że zrozumie co mam na myśli. Dyskretnie rzucałam spojrzenie na drzwi. Louis nieświadomie pokiwał głową, jednak nic nie rozumiał.- Ale...
- Louis, wyjdź ! - wrzasnęłam zdenerwowana, ale sam widok Louisa uciekającego przede mną rozbawił mnie do łez.  Wtedy już spokojnie przeprałam się w bluzkę, a moją poplamioną wrzuciłam do torebki. Z przerażeniem stwierdziłam, że bluzka wcale nie jest taka wielka, a ja prawie idealnie do niej pasuje ! Wychodząc z pokoju, usłyszałam już charakterystyczne dźwięki chłopaków, a kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam cały zespół już na nogach. Jakoś tak cieplej na sercu się robiło, ujrzawszy ich wspólne wygłupy. Jeden z tych, których nie znałam, szatyn, o ciemniejszej karnacji podszedł i przedstawił się.
- Heeeej - powiedział nieudolnie chcąc zamaskować ziewanie - Wybacz. Jestem Zayn, przez 'y', a nie 'i'. - Wtem drugi z nich ciemny blondyn przechodzący na jasny brąz również podszedł do nas.
- Cześć Amy, miło Cię poznać. Jestem Liam, ten poważny-uśmiechnięty  mruknął do mnie, szybko wyciągając rękę.
- Miło Was poznać, Zayn przez 'y', a nie 'i' i Ty Liam, ten poważny.  - dobiegł mnie przerywany, ale głośny dźwięk śmiechu Nialla.
- Ładnie wyglądasz - szepnął mi na ucho Harry przytulając się lekko do mnie. - No co, ma taką koszulkę, no - powiedział do Liama, który zmierzył go wzrokiem na widok, tego jak mnie przytulał. Poczułam jak policzki malują mi sie na czerwono.
- Więc, młoda gwiazdo...- zaczął Louis, prychnęłam. - Co sprowadza Cię w nasze... jakże skromne - ciałem starał zakryć najnowszej generacji plazmę - progi.
- Pomyślałam, ze fajnie byłoby...- przerwałam na chwilę, aby przypatrzeć się Niallowi, który pochłaniał 2 porcję spaghetti, którym zaczęliśmy się zajadać parę minut wcześniej. - się poznać - dokończyłam w wielkim szoku. Jak ktoś tak 'wychudzony' może TYLE jeść. - Zresztą, Ed całkiem sporo o Was mi opowiadał.- Ed, czyli jeden ze 'znajomych' Caroline przychodził do nas czasami i wspominiał tak zwane ostre weekendy z 1Direction. Z czasem jednak, zaprzestał wizyt, po tym jak Carol zaczęła machać dupą na lewo i prawo. Nie przejmowała się tym, ze przez nią straciłam jednego z bliskich przyjaciół, powoli zapominałam jak było dobrze mieć przy sobie kogoś takiego jak Ed.
- Ach.. Ed - zasmiał się Zayn. - To jest dopiero gość. 0 w 100% się z nim zgadzałam, niewielu było takich jak Ed. Dlatego był taki wyjątkowy. Całkiem jak czterolistna koniczyna.
Po chwili zakończyliśmy 'obradowanie' nad spaghetti i przenieśliśmy się do salonu, a Niall włączył nam najnowszą stację w TV 'News'. Uwielbiałam ją, było tam wszystko, najlepsze hity, najnowsze plotki, najprzystojniejsi faceci, wszystko naj.
- Więc, Amy... Amy, to skót od Amanda, tak ? - zapytał mnie Liam podchodząc w niewiadomym celu do okna.
- Po prostu Amy. - odpowiedziałam przecierając ręce. Jak długo miałam udawać, ze wszystko jest dobrze ?
- Wszystko w porządku..? Jesteś jakaś przybita. - zauważył poprawnie Harry.
- Nieee, nic. To..to... całkiem długa historia.- zdecydowałam się. poproszę ich o pomoc. - Opowiem Wam po programie, dobrze ?
Chłopcy pewnie zrażeni moją obojętną odpowiedzią skupili się na programie, który akurat leciał w telewizji. PO nowościach z życia "gwiazd" Disneya, przyszła pora na świat showbiznesu. Szczupła prezenterka, ubrana w niemodną wełnianą spódnicę, biłą bluzkę i przereklamowane szpilki uśmiechnęła się sztucznie i powiedziała :
- Witam ponownie, po krótkiej przerwie. Wracamy do najnowszych plotek, które ożywią wasze serca, umysły i nie tylko (Harremu udało zamaskować atak śmiechu, nagłym napadem kaszlu). Z pewnych źródeł wiemy, iż dzisiaj sławna prezenterka Caroline Flack.. - oniemiałam. Jak wiele widzieli Ci paparazzi ?
- ... po raz kolejny zabawiała się z młodszym mężczyzną w swoim apartamencie. Z miejsca zdarzeń dzisiejszego ranka uciekła córka p. Flack, Amy. Jak dotąd nie wiadomo gdzie się podziewa. - na ekranie pojawiło się zdjęcie, które fotoreporterzy musieli zrobić kiedy wychodziłam z mieszkania. O, cholera. - Pani Flack skomentowała sprawę jasno i krótko: - dała krótką pauzę, a na ekranie pojawiła się moja matka, w samym szlafroku, z workami pod oczyma, wrzeszcząca do zaciekawionych reporterów jedno zdanie :
- JA NIE MAM JUŻ CÓRKI.
Czułam na sobie spojrzenia całej piątki. Wymownie spojrzałam na każdego z nich po kolei i wzruszyłam ramionami.
- To chyba jednak nie taka długa historia. - i wybiegłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
no i wróciłam, przyznaję, ze miałam całkiem spore problemy z napisaniem tego rozdziału, zastanawiałam się nawet czy jest sens w prowadzeniu bloga i pisania kompletnego badziewa, ale oto jestem znów. Myslę, że rozdział Wam się spodoba, i nadal tak chętnie będziecie odwiedzali mojego bloga. Zasada 7 komentarzy lub więcej - nowy rozdział następnego dnia - działą od dzisiaj.dziękuję za wsparcie ;)

wtorek, 17 stycznia 2012

2. 'Chytry uśmiech.'

 `zanim zaczniesz czytać puść : KLIK - Autorka`


Niczego nienawidzę bardziej od swojego budzika kupionego na aukcji charytatywnej z autografem Beyonce. Ma tak wspaniałe poczucie czasu, ze potrafi zniszczyć każdą nawet najcudowniejszą sytuację, nie ma co się dziwić, w końcu to budzik. W dodatku okropnie zagina czasoprzestrzeń, wstaję o 6:30 zamykam oczy na 5 minut, otwieram a tu 8:43, no coś tu nie halo. Nie zdarzyło się to pierwszy raz, dlatego i tym razem dałam sobie spokój z lekcjami. Otwarłam oczy, otrząsając się mojego snu z Antonio Banderasem i powracając do codzienności. Podniosłam się delikatnie czując jak mięśnie odmawiają posłuszeństwa i nakazują nadal leżeć w łóżku. Zdrowie rzeczą świętą, więc z łatwością uległam.  W głowie mi huczało i chyba miałam gorączkę. No proszę, mogę zostać prorokiem, kariera murowana. Nie wiem, co ostatecznie zmusiło mnie do wyjścia z ciepłego pachnącego nowością łóżka i wejścia do zimnej, opustoszałej, przesiąkniętej goryczą kuchni. Przechodząc obok salonu po raz kolejny ujrzałam dobrze znany mi widok mojej mamy leżącej na kanapie, przykrytej kocem z rozmazaną szminką, na kacu po całonocnej imprezie u jakieś gwiazdy. Uśmiechnęłam się lekko, brakowało mi tej matki, która pomagała mi jeździć na rowerze, która kupiła mi pierwszy tusz do rzęs, która dosyć ogólnie, rozmawiała ze mną na temat pierwszych zbliżeń. Brakowało mi tej Caroline, która miała u mnie autorytet jako przykładowa matka i żona mojego taty.  Na miejscu żalu wkroczyła jakże dumna i emanująca pewnością siebie złość. To przez nią teraz jest jak jest, przez nią odszedł tata, przez nią i jej 'zabawy'. Wybiegłam z salonu pod wpływem chwili, czego zaraz pożałowałam. Chciałam móc znowu dogadywać się z Caroline tak jak wcześniej... Tylko dlaczego nie potrafiłam ? Usiadłam na parapecie przy oknie i wpatrywałam się w przejeżdżające auta. Z obrzydzeniem stwierdziłam, że w nocy spadł śnieg. Kolejny powód do niezadowolenia i ciągłego użalania się nad tym jakie to moje życie jest do bani.
- Mraaau - usłyszałam dźwięk dochodzący z drugiego kąta kuchni. To Jeffrey, mój czarny, przynoszący pecha kot, którego za nic w świecie nie chcę się pozbyć, drapał łapą o szafkę, gdzie odłożyliśmy jego kukurydziane chrupki.  -Miaaau ! - piszczał nadal, jakby były jakiekolwiek nadzieje, ze ruszę się i dam mu coś do jedzenia. Głupi kot, jednym słowem mówiąc.
- No jasne, chyba śnisz - Tak, rozmawiam z kotem, łyso Ci ? - Chodź tutaj, dam Ci coś. - zawołałam do niego, a Jeffrey posłusznie wskoczył na parapet zahaczając przy okazji o moje jedwabne spodnie z piżamy. - Nic nie szkodzi - uśmiechnęłam się, kot rozumie lepiej niż niektórzy ludzie. Zaczęłam głaskać go, a ten stale domagał się ode mnie jakiegoś jedzenia i miauczał niemiłosiernie czy wierzgał się w różne strony.
- No dobra, dobra. Wygrałeś - zaśmiałam się i podniosłam się zrzucając kota na podłogę. Szybkim, opanowanym do perfekcji ruchem wyciągnęłam jedzenie dla niego i wrzuciłam do miski. Wróciłam do swojego poprzedniego umiejscowienia i zaczęłam się zastanawiać, czy paparazzi dają nam dzisiaj spokój, czy raczej spróbują 'wtapiać' się w tło udając, ze znają się na ludziach. Swoją drogą udawało im się to jak prosięciu w Jeziorze Łabędzim, ale to tylko szczegół. Chyba za dużo powiedziałam, bo na ulicy zaraz za wielką, czerwoną ciężarówką pojawiło się około 6 dobrze mi już znanych, czarnych terenówek należących do dziennikarzy. Zaczyna się. Wstałam z parapetu, a zanim zasłoniłam rolety pozdrowiłam ich wszystkich środkowym palcem. Mam gwarantowane minimum 3 strony artykułu o tak zwanej 'trudnej młodzieży' i rozkwicie bezczelności w XXI wieku. Wzruszyłabym się, ale tusz od Diora by mi się zmył, a swoje to on kosztował.   Pierwszy raz tego dnia spojrzałam na swoje lewe przedramię. Były na nim napisane jakieś cyfry, a pod nimi nabazgrany czyiś podpis. "Harry" - to głosił napis. Powoli przypominałam sobie wczorajszy wieczór spędzony na "naszej" polanie. Moją czujność zbudziły kroki, które rozlegały się tuż za mną. Z pośpiechem odwróciłam się zakrywając lewą rękę, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak moja mama.
- Już przyjechali, tak ? - zapytała ochrypłym głosem, normalnym jak na kaca. Odgarnęła włosy do tyłu i spięła gumką wypinając pierś do przodu. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że jednak wciąż, mimo wieku, jest seksowna.
- Tak. - odpowiedziałam krótko, spuszczając wzrok. Od dawno nie umiałyśmy ze sobą rozmawiać, ale przecież dzisiaj miało się to zmienić... Miałam docenić jej starania, stać się wyrozumiałą córką. Tak miało być, a wyszło jak zawsze.
- Która godzina ? - zapytała, siadając na kanapie i odchylając głowę w tył. Zawsze tak robiła, kiedy ją bolała.
- Koło 10. - mruknęłam w odpowiedzi, a Caroline spojrzała na mnie znad doklejonych rzęs.
- Dlaczego nie jesteś w szkole ? - warknęła do mnie, opryskując przy tym śliną i przy okazji niszcząc okazję do poprawy stosunków między nami.
- Dlaczego nie jesteś w pracy ? - odszczeknęłam się mrużąc oczy - I dlaczego znowu paparazzi okupują wszystkie możliwe okna w domu ? Co się wczoraj działo, może mi powiesz co ? Czy może mam się dowiedzieć na łamach idiotycznego magazynu o największych skandalach stulecia, hmm..? - ciągnęłam nadal, widziałam jak strasznie się wkurzyła. Teraz albo nigdy...- Może znowu zaciągnęłaś swojego 18-letniego asystenta do łóżka, a potem cała Anglia będzie miała w nosie moje prywatne życie, śledząc mnia na każdym kroku i pytając co na to tata ? - wykrzyczałam jej w twarz, czując jak łzy skraplają się na policzkach. Podniosła się z fotela, dotknęłam jej czułego tematu. -  Masz mi coś do powiedzenia ? - wrzasnęłam kolejny raz tak głośno że po całym domu rozniosło się echo.
- Córciu... Tym razem nic nie zrobiłam, córeczko... - zaczęła przesadnie słodkim głosem, którego używa zawsze na antenie. - Tym razem nic, na prawdę. - Miała na mnie tak wielki wpływ... byłabym skłonna życie za nią oddać, gdyby to wszystko naprawiła. Otarłam łzy i spojrzałam na sufit hamując kolejne krople żalu. Caroline podeszła do mnie i przytuliła lekko opierając moją głowę na jej ramieniu.
-Carol... - po apartamencie rozniósł się męski głos, a chwilę później moim oczom ukazał się półnagi blondyn ze zdezorientowanym wzrokiem. Zgubiłam się w skali rzeczywistości. Mdłości mnie brały jak widziałam w swojej wyobraźni co musiało się stać, moja matka znowu zaciągnęła jakiegoś nastolatka do łóżka. Jeśli oczy mnie nie mylą był to jeden z modeli, którego poznałam kilka miesięcy wcześniej na pokazach w Mediolanie. Wydawałby mi się całkiem interesujący, miły, przystojny, zabawny, ale wolał starsze. Dokładniej rzecz biorąc w wieku mojej matki. A jeszcze dokładniej rzecz biorąc, to wolał moją matkę.
- C-Carol... - wykrztusiłam wyrywając jej się z objęć. Cała "magia" tej chwili odpłynęła nieubłaganie. Widziałam jak Caroline szykuje sobie w głowie gotową historyjkę, żeby wytłumaczyć swoje szczeniackie zachowanie, ale nie zdążyła mi jej opowiedzieć, bo ją ubiegłam. - Daj sobie spokój, wyprowadzam się - i zanim ona i mój zdrowy rozsądek zdążyli zaprotestować wybiegłam z domu porywając płaszcz, buty i torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Zaraz po wyjściu, jak zwykle oślepił mnie znany błysk fleszy oraz otoczyła gromada ludzi. Tego wszystkiego było za wiele, dzięki zasłonie z moich długich, czarnych, falowanych włosów fotoreporterom nie udało się zrobiż kompletnego zdjęcia aby udowodnić, ze to ja właśnie uciekam z domu, gdzie moja matka pieprzy się z jakimś nastolatkiem. Zawsze jakieś pocieszenie. Wyszłam na ulice w totalnym chaosie. Co teraz ? Dokąd iść ? Jeden impuls przemknął  mi przez głowę. Spojrzałam na swoje lewe ramię, a chytry uśmiech samowolnie pojawił się na mojej twarzy. Wyciągnęłam z torebki telefon i wystukałam drżącymi palcami numer telefonu Harrego - mojej ostatniej nadziei. Z niecierpliwością czekałam, aż usłyszę jego zachrypnięty rockowy ton głosu... ale się nie doczekałam. Zbliżała się już godzina 11, a ja nadal bezbronna, zziębnięta włóczyłam się jak cień po Londynie. Dopiero po chwili ogarnął mnie strach... Nie mogłam wrócić do Caroline, tata w Nowym Jorku, a Harry... nie mogę mu się wpakować do mieszkania. Wydałam z siebie krótki porwisty jęk rozpraczy i zwróciłam głowę ku niebu.

`Włącz : KLIK - Autorka`

W moje nozdrza wdarł się zapach parzonej kawy, którą wprost uwielbiałam najbardziej na świecie. Do kawiarni doszłam za tym cudownym zapachem, który otoczył całe miasto. Rozpięłam płaszcz ukazując moją bluzkę z piżamy i ustawiłam się w kolejce za gromadą niewyspanych, marudnych ludzi, z których każdy zaczął narzekać, to na złą pogodę, to na pracę. Chciałam się dołączyć, ale bałam się, ze skasuję ich moimi problemami : matka podczas kryzysu wieku średniego, ojciec tysiące kilometrów dalej, ja bez mieszkania szwendająca się po całym Londynie z piżamie, o tak, to brzmiało nieźle. Zaśmiałam się na widok pewnego nieporadnego blondyna, który próbował unieść w jednej ręce 5 białych kaw.
- Czekaj, pomogę Ci... - podeszłam do niego i próbowałam mu zabrać nadmiar kaw. Raz na jakiś czas wypadałoby pomóc komuś w potrzebie. - Podaj mi tylko... - wydukałam spoglądając ukradkiem na blondyna, który lekko się zarumienił. Coś odwróciło moją uwagę i nie zauważyłam, gdy blondyn podawał mi jedną z kaw, a jako, ze mój poziom pecha dzisiaj był maksymalny zdarzyło się to, co zdarzyć się mogło. Kawa wysunęła się z ręki chłopaka i całą wypłynęła na moją bluzkę. Czułam jak cały dekolt roztapia się pod wpływem ciepłej wody, a bluzka przylega do całego ciała.
- Przep-raszam - zaczął blondyn, ogarnęła mnie wściekłość, nie miałam nic na przebranie. Spojrzałam na zakłopotanego chłopaka, ten uśmiechnął się lekko, ale za to cudownie, ze aż musiałam wstrzymać oddech. - Emmm..- podrapał się po głowie, rozglądając po pomieszczeniu, ale czułam jego wzrok na swoim ciele. - Może... chodź do mnie, dam Ci coś na przebranie, co ?
- Niee, nie trzeba dam radę. - warknęłam zła, jeszcze brakowało, żebym ja wparowała do łóżka z jakimś kolesiem. Nieważne jak bardzo przystojnym... Przyjrzałam się blondynowi z bliska, jego oczom, włosom, temu charakterystycznemu uśmiechowi. - Ty.. Ty jesteś... -  zaczęłam głośno, ale blondyn zatkał mi usta ręką.
-Cii.. ! - szepnął wybałuszając oczy na mnie. - Jesteś fanką, tak ? Dam Ci autograf, co tam chcesz, ale nie krzycz. - wyrwałam sobie jego rękę z twarzy.
- Nie jestem fanką - warknęłam mu w twarz, lekko posmutniał. - Ale ty znasz się z tym Harrym, noo.. - zamyśliłam się, jak on miał na nazwisko ? - Tym Harrym, takim, takim... no kurna, cztery sutki, no ! - wrzasnęłam na cały głos zdenerwowana z powodu swojej krótkiej ale rzeczowej pamięci.
- Aaaa... - Blondyn domyślił się, o kogo chodzi. - Styles..? Loczek, no tak, cztery sutki, racja. - z moich ust wydobył się cichy harkot.
- Tak, o to chodzi, powiesz mi gdzie on mieszka ? - przeszłam do sedna sprawy, zanim doszedł do mnie sens tych słów. Chciałam zamieszkać w domu razem z piosenkarzem najnowszego boysbandu.
- Mieszkam z nim, ja i jeszcze 3 innych. Z chęcią Cię tam zaprowadzę. - zgodziłam się, przytakując głową. Już nawet nie przeszkadzało mi 5 nieznanym mi kolesi, ważne, żebym miała gdzie mieszkać. Jak się dowiedziałam, blondyn miał na imię Niall i strasznie dużo gadał. Podczas 15 minutowej przechadzki dowiedziałam się wielu istotnych szczegółów poczynając od ostatniego wypadu do klubu, po najnowsze plany na weekend. Niall miał w sobie coś, co nakazywało mi się uśmiechać za każdym razem gdy na mnie spojrzał. Szczerze uśmiechać... Doszliśmy na miejsce i staliśmy pod wielkimi drzwiami średniej wielkości apartamentu. Wstrzymałam oddech i powoli przekroczyłam próg mieszkania, czułam jak moje serce stanęło w miejscu...

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, miło mi czytało się komentarze do 1 rozdziału, także zawzięłam dupę i prosze oto efekt. Pisałam to do 2 w nocy i dokańczałam popołudniu. Mi osobiście rozdział się nie podoba, ale musiałam przedstawić Wam stosunki pomiędzy Amy, a jej matką... Zapraszam do komentowania.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

1. 'Garnek złota.'

 Szybko wybiegłam ze szkoły zakładając w pośpiechu czapkę na głowę i odgarniając z czoła spocone włosy. Właśnie rozpoczynają się Winter Holiday, a mój organizm już przygotowuje się na atak choróbska. Pięknie, zapowiadają się miłe dni spędzone pod kołdrą czytając romanse, spoglądając w okno i czekając na księcia z bajki. Uśmiechnęłam się z kpiną do siebie mijając swoje odbicie w oknie pewnego budynku. Policzki były czerwone, oczy iskrzyły, a mój przyklejony uśmiech wyglądał prawie idealnie. Przez ostatnie parę miesięcy dzielnie wstałam z łóżka i stawiałam czoła wścibskim paparazzi okupującym mój ogródek. Każde wyjście z domu powodowało nagłe, krótkie błyski aparatów oślepiające moje zielone tęczówki. Cud, ze nie było ich teraz, szlag mnie trafiał za każdym razem, gdy słyszałam : "Amy..Amy, jak skomentujesz całą tą sytuację..? Amy, odpowiedz. Amy, czy to prawda... Co na to wszystko Jake..?" Jak idiotka uśmiechałam się do nich, posłusznie grając rolę "słodkiej idiotki" za którą mieli mnie oni, jak i ich czytelnicy. Rozejrzałam się szybko wokoło, a w oczy rzuciła mi się opustoszała ulica w centrum Londynu. Środa, godzina wieczorna, a a cały Londyn tylko dla mnie. Uśmiechnęłam się szeroko, zapowiada się ciekawy wieczór...
Nie rozglądając się nawet przebiegnęłam przez pustą ulicę z ekscytacją oczekując najbliższych godzin. Na nieszczęście miałam na sobie ciepły zimowy płaszcz i dosyć ciężką torebkę od Chanel, a przebiegnięcie tak nawet tak małego odcinka nasiliło moją jakże marną kondycję. Nie ma co, Am... w lato bierzemy się za siebie. Wynajmujesz prywatnego trenera Rihanny i ćwiczysz. Zero biegania po wystawach w Paryżu, wizyt we Włoszech biegając po pokazach mody, kreując postawę niezainteresowanej niczym poza czubkiem skorygowanego nosa 17-latki. - pomyślałam do siebie i automatycznie podniosłam kąciki warg, słysząc idealnie wyperswadowane kłamstwo. Chwila refleksji i wracamy do punktu wyjścia.
Powoli, stąpam delikatnie do nierównym chodniku z szpilkach idealnych na Londyńską, deszczową pogodę. Czy tylko ja wyczuwam tu nutkę sarkazmu i kapkę kłamstewka jak zwykła mówić moja mama ? Skręcam w prawo w miejską uliczkę pełną pozamykanych sklepów. Ponura atmosfera i  otaczająca ciemność mogłaby nie jednego przyprawić o dreszcze. Nie mnie, lubię tą gęsią skórkę, kiedy przechodzę około pólnocy obok cmentarza, lubię się bać, a to już trochę nienormalne.  Warunki stawały się coraz gorsze, niebo pociemniało, a moje buty zaczęły przemakać. Optymistka ze mnie, przemakać to drobne słówko w stosunku do rzeczywistości. Czułam jak starannie malowany, czerwony lakier do paznokci promowany na najnowszych pokazach rozlatuje się na kawałeczki. Wniosłam oczy ku niebu, a ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam tęczę. Tak pięknej, cudownej i wielkiej nie widziałam już lata. W Londynie bardzo rzadko można było zobaczyć tęczę. Każdy ma w sobie duszę dziecka. Ja także, choćbym nie wiem jak dojrzałą udawała. Z mojej krótkiej obserwacji wynikło, ze jeden z końców tęczy może znajdować zaledwie parę metrów ode mnie ! Garnku złota, nadchodzę ! - zaśmiałam się w myśli, ale w gruncie rzeczy do serca wzięłam sobie dotarcie do końca tęczy. Zaczęłam biec w kierunku mojego upragnionego celu, ale na daremnie. Szpilki nie są odpowiednią formą obuwia dla atletów. Pod wpływem chwili i własnej głupoty schyliłam się i ściągnęłam je, drugą ręką szukając w torebce pary trampek z Converse. Moje poszukiwania były złudne, tenisówki zostały zapewne na dnie szafy w apartamencie.  Przeklęłam siebie w duchu za swoją głupotę, ale nadal trzymając szpilki  w jednej ręce, a torebkę w drugiej biegłam przed siebie. Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko... spełnienia tego dziecięcego marzenia. To był ten pierwszy raz, kiedy przyznałam, ze jeszcze jestem dzieckiem. Wydostałam się z miejskich uliczek i dobiegłam do ciemnozielonej polany o stromych zboczach. Wbiegnięcie tam było jeszcze gorsze od całorocznych lekcji w-f, ale porzucając torbę i szpilki przy zboczach pagórka dało mi lekkiego kopa. Wbiegłam szybko na górę rozglądając się ciekawa świata jak dziecko. Automatycznie uśmiech zagościł mi na twarzy, po czym zniknął. Normalka, rozczarowanie. Koniec tęczy..? Tsa, jakiej tęczy. Na niebie nie było nic poza granatowymi chmurami. Za to na polance leżał pewien chłopak, może to nie garnek złota, ale zawsze coś. Podniósł głowę w moją stronę i uśmiechnął się.
- No co, moje piękne oczy widzą... Koleżanka też szukała końca tęczy ? - powiedział ochrypłym głosem odgarniając z twarzy brązowe loczki. Zmierzył mnie wzrokiem o sekundę dłużej przyglądając się moim gołym stopom.
- Taa, oczekiwany garnek złota odszedł w zapomnienie - odpowiedziałam po chwili orientacyjnie rozglądając się wokoło jeszcze raz. Mój 'kolega' wstał, otrzepał się z resztek ziemi, po czym próbował podać mi rękę.
- Hej - mruknął i wyciągnął prawe ramię w moją stronę, wymierzyłam mu lodowate spojrzenie na widok jego ubłoconego płaszcza. - No..tak... Dama, wybacz. - dodał po chwili kiepsko udając urażonego, a ja nie czekając jak dalej na rozwój sytuacji odwróciłam się plecami i podreptałam w stronę moich przemokniętych butów oraz torebki. - Jestem Harry Styles. - usłyszałam za sobą.
- Miało to na mnie zrobić jakież wrażenie ? - zapytałam wyrzucając z siebie zbędne emocje. Dobrze wiedziałam kim jest, z kim pracuje, za kogo się ma. Takich typów pełno na tym świecie.
- Nie, chcę się tylko przedstawić, a Ty chamsko odwracasz sie do mnie plecami. - oświadczył nadal się uśmiechając.
- Jestem chamska, tak ? - wyparowałam nie zważając, że upuściłam torebkę spowrotem w błoto. - Kto normalny chce się przywitać jednocześnie chcąc wysmarować kogoś błotem ?
- Ahh, tak. Wybacz. - zakłopotał się i uśmiechnął delikatnie na znak przeprosin. Serce mi zmiękło na widok tych oczu. Nigdy nie lubiłam zielonych oczu, nawet u siebie, jako 12-latka nosiłam szkła, aby zmienić odcień na niebieski, ale te oczy... były po prostu niesamowite.
- Jasne, jasne - ciągnęłam nadal udając urażoną, nie tracąc dumy.
- Tak swoją drogą...- zaczął Harry - bardzo ładnie wyglądasz jak się denerwujesz... Policzki Ci się czerwienią. - zaśmiał się cicho, pewnie chciał, żebym tego nie zauważyła. Kretyn - tylko to przemknęło mi przez myśl. Chociaż... całkiem przystojny kretyn. Nie dałam rady dłużej udawać napuszonej i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ok, rozumiem. - uśmiechnęłam się szerzej, już samowolnie. Rany... te jego oczy.
- Zaraz, zaraz... Skąd ja znam ten uśmiech ? - zaczął coś podejrzewać. Czułam jak miażdży mnie wzrokiem. - Możesz powtórzyć jak się nazywasz ?
- Jestem Amy. - mruknęłam cicho, pozwalając mu się napawać tą chwilą. Ta Amy...Ta słynna Amy Flack.
- Flack..? - powiedział patrząc na mnie wielkimi oczami. Usta zaczęły mu się otwierać, a ręce jakby zdrętwiały.
- Tak, Amy Flack. - Po raz pierwszy czułam się zażenowana tym, jak się nazywam. - Moja mama to Caroline Flack, pewnie kojarzysz. - dodałam z ironią w głosie. W jego oku zauważyłam dosyć charakterystyczny błysk, jak dla flirciarza.
- Taak, Ciebie kojarzę... byłaś na ostatniej okładce magazynu 'People'. Miałaś takie fajne okulary przeciwsłoneczne... w środku zimy. - zaśmiałam się, on był całkiem... gdyby nie ten błysk na dźwięk imienia mojej matki. Pfff... Skończ widzieć w ludziach tylko wady. - warknęłam do siebie w myślach. Restart : On był całkiem jak... jak mój osobisty garnek złota...