Strony

wtorek, 17 stycznia 2012

2. 'Chytry uśmiech.'

 `zanim zaczniesz czytać puść : KLIK - Autorka`


Niczego nienawidzę bardziej od swojego budzika kupionego na aukcji charytatywnej z autografem Beyonce. Ma tak wspaniałe poczucie czasu, ze potrafi zniszczyć każdą nawet najcudowniejszą sytuację, nie ma co się dziwić, w końcu to budzik. W dodatku okropnie zagina czasoprzestrzeń, wstaję o 6:30 zamykam oczy na 5 minut, otwieram a tu 8:43, no coś tu nie halo. Nie zdarzyło się to pierwszy raz, dlatego i tym razem dałam sobie spokój z lekcjami. Otwarłam oczy, otrząsając się mojego snu z Antonio Banderasem i powracając do codzienności. Podniosłam się delikatnie czując jak mięśnie odmawiają posłuszeństwa i nakazują nadal leżeć w łóżku. Zdrowie rzeczą świętą, więc z łatwością uległam.  W głowie mi huczało i chyba miałam gorączkę. No proszę, mogę zostać prorokiem, kariera murowana. Nie wiem, co ostatecznie zmusiło mnie do wyjścia z ciepłego pachnącego nowością łóżka i wejścia do zimnej, opustoszałej, przesiąkniętej goryczą kuchni. Przechodząc obok salonu po raz kolejny ujrzałam dobrze znany mi widok mojej mamy leżącej na kanapie, przykrytej kocem z rozmazaną szminką, na kacu po całonocnej imprezie u jakieś gwiazdy. Uśmiechnęłam się lekko, brakowało mi tej matki, która pomagała mi jeździć na rowerze, która kupiła mi pierwszy tusz do rzęs, która dosyć ogólnie, rozmawiała ze mną na temat pierwszych zbliżeń. Brakowało mi tej Caroline, która miała u mnie autorytet jako przykładowa matka i żona mojego taty.  Na miejscu żalu wkroczyła jakże dumna i emanująca pewnością siebie złość. To przez nią teraz jest jak jest, przez nią odszedł tata, przez nią i jej 'zabawy'. Wybiegłam z salonu pod wpływem chwili, czego zaraz pożałowałam. Chciałam móc znowu dogadywać się z Caroline tak jak wcześniej... Tylko dlaczego nie potrafiłam ? Usiadłam na parapecie przy oknie i wpatrywałam się w przejeżdżające auta. Z obrzydzeniem stwierdziłam, że w nocy spadł śnieg. Kolejny powód do niezadowolenia i ciągłego użalania się nad tym jakie to moje życie jest do bani.
- Mraaau - usłyszałam dźwięk dochodzący z drugiego kąta kuchni. To Jeffrey, mój czarny, przynoszący pecha kot, którego za nic w świecie nie chcę się pozbyć, drapał łapą o szafkę, gdzie odłożyliśmy jego kukurydziane chrupki.  -Miaaau ! - piszczał nadal, jakby były jakiekolwiek nadzieje, ze ruszę się i dam mu coś do jedzenia. Głupi kot, jednym słowem mówiąc.
- No jasne, chyba śnisz - Tak, rozmawiam z kotem, łyso Ci ? - Chodź tutaj, dam Ci coś. - zawołałam do niego, a Jeffrey posłusznie wskoczył na parapet zahaczając przy okazji o moje jedwabne spodnie z piżamy. - Nic nie szkodzi - uśmiechnęłam się, kot rozumie lepiej niż niektórzy ludzie. Zaczęłam głaskać go, a ten stale domagał się ode mnie jakiegoś jedzenia i miauczał niemiłosiernie czy wierzgał się w różne strony.
- No dobra, dobra. Wygrałeś - zaśmiałam się i podniosłam się zrzucając kota na podłogę. Szybkim, opanowanym do perfekcji ruchem wyciągnęłam jedzenie dla niego i wrzuciłam do miski. Wróciłam do swojego poprzedniego umiejscowienia i zaczęłam się zastanawiać, czy paparazzi dają nam dzisiaj spokój, czy raczej spróbują 'wtapiać' się w tło udając, ze znają się na ludziach. Swoją drogą udawało im się to jak prosięciu w Jeziorze Łabędzim, ale to tylko szczegół. Chyba za dużo powiedziałam, bo na ulicy zaraz za wielką, czerwoną ciężarówką pojawiło się około 6 dobrze mi już znanych, czarnych terenówek należących do dziennikarzy. Zaczyna się. Wstałam z parapetu, a zanim zasłoniłam rolety pozdrowiłam ich wszystkich środkowym palcem. Mam gwarantowane minimum 3 strony artykułu o tak zwanej 'trudnej młodzieży' i rozkwicie bezczelności w XXI wieku. Wzruszyłabym się, ale tusz od Diora by mi się zmył, a swoje to on kosztował.   Pierwszy raz tego dnia spojrzałam na swoje lewe przedramię. Były na nim napisane jakieś cyfry, a pod nimi nabazgrany czyiś podpis. "Harry" - to głosił napis. Powoli przypominałam sobie wczorajszy wieczór spędzony na "naszej" polanie. Moją czujność zbudziły kroki, które rozlegały się tuż za mną. Z pośpiechem odwróciłam się zakrywając lewą rękę, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak moja mama.
- Już przyjechali, tak ? - zapytała ochrypłym głosem, normalnym jak na kaca. Odgarnęła włosy do tyłu i spięła gumką wypinając pierś do przodu. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że jednak wciąż, mimo wieku, jest seksowna.
- Tak. - odpowiedziałam krótko, spuszczając wzrok. Od dawno nie umiałyśmy ze sobą rozmawiać, ale przecież dzisiaj miało się to zmienić... Miałam docenić jej starania, stać się wyrozumiałą córką. Tak miało być, a wyszło jak zawsze.
- Która godzina ? - zapytała, siadając na kanapie i odchylając głowę w tył. Zawsze tak robiła, kiedy ją bolała.
- Koło 10. - mruknęłam w odpowiedzi, a Caroline spojrzała na mnie znad doklejonych rzęs.
- Dlaczego nie jesteś w szkole ? - warknęła do mnie, opryskując przy tym śliną i przy okazji niszcząc okazję do poprawy stosunków między nami.
- Dlaczego nie jesteś w pracy ? - odszczeknęłam się mrużąc oczy - I dlaczego znowu paparazzi okupują wszystkie możliwe okna w domu ? Co się wczoraj działo, może mi powiesz co ? Czy może mam się dowiedzieć na łamach idiotycznego magazynu o największych skandalach stulecia, hmm..? - ciągnęłam nadal, widziałam jak strasznie się wkurzyła. Teraz albo nigdy...- Może znowu zaciągnęłaś swojego 18-letniego asystenta do łóżka, a potem cała Anglia będzie miała w nosie moje prywatne życie, śledząc mnia na każdym kroku i pytając co na to tata ? - wykrzyczałam jej w twarz, czując jak łzy skraplają się na policzkach. Podniosła się z fotela, dotknęłam jej czułego tematu. -  Masz mi coś do powiedzenia ? - wrzasnęłam kolejny raz tak głośno że po całym domu rozniosło się echo.
- Córciu... Tym razem nic nie zrobiłam, córeczko... - zaczęła przesadnie słodkim głosem, którego używa zawsze na antenie. - Tym razem nic, na prawdę. - Miała na mnie tak wielki wpływ... byłabym skłonna życie za nią oddać, gdyby to wszystko naprawiła. Otarłam łzy i spojrzałam na sufit hamując kolejne krople żalu. Caroline podeszła do mnie i przytuliła lekko opierając moją głowę na jej ramieniu.
-Carol... - po apartamencie rozniósł się męski głos, a chwilę później moim oczom ukazał się półnagi blondyn ze zdezorientowanym wzrokiem. Zgubiłam się w skali rzeczywistości. Mdłości mnie brały jak widziałam w swojej wyobraźni co musiało się stać, moja matka znowu zaciągnęła jakiegoś nastolatka do łóżka. Jeśli oczy mnie nie mylą był to jeden z modeli, którego poznałam kilka miesięcy wcześniej na pokazach w Mediolanie. Wydawałby mi się całkiem interesujący, miły, przystojny, zabawny, ale wolał starsze. Dokładniej rzecz biorąc w wieku mojej matki. A jeszcze dokładniej rzecz biorąc, to wolał moją matkę.
- C-Carol... - wykrztusiłam wyrywając jej się z objęć. Cała "magia" tej chwili odpłynęła nieubłaganie. Widziałam jak Caroline szykuje sobie w głowie gotową historyjkę, żeby wytłumaczyć swoje szczeniackie zachowanie, ale nie zdążyła mi jej opowiedzieć, bo ją ubiegłam. - Daj sobie spokój, wyprowadzam się - i zanim ona i mój zdrowy rozsądek zdążyli zaprotestować wybiegłam z domu porywając płaszcz, buty i torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Zaraz po wyjściu, jak zwykle oślepił mnie znany błysk fleszy oraz otoczyła gromada ludzi. Tego wszystkiego było za wiele, dzięki zasłonie z moich długich, czarnych, falowanych włosów fotoreporterom nie udało się zrobiż kompletnego zdjęcia aby udowodnić, ze to ja właśnie uciekam z domu, gdzie moja matka pieprzy się z jakimś nastolatkiem. Zawsze jakieś pocieszenie. Wyszłam na ulice w totalnym chaosie. Co teraz ? Dokąd iść ? Jeden impuls przemknął  mi przez głowę. Spojrzałam na swoje lewe ramię, a chytry uśmiech samowolnie pojawił się na mojej twarzy. Wyciągnęłam z torebki telefon i wystukałam drżącymi palcami numer telefonu Harrego - mojej ostatniej nadziei. Z niecierpliwością czekałam, aż usłyszę jego zachrypnięty rockowy ton głosu... ale się nie doczekałam. Zbliżała się już godzina 11, a ja nadal bezbronna, zziębnięta włóczyłam się jak cień po Londynie. Dopiero po chwili ogarnął mnie strach... Nie mogłam wrócić do Caroline, tata w Nowym Jorku, a Harry... nie mogę mu się wpakować do mieszkania. Wydałam z siebie krótki porwisty jęk rozpraczy i zwróciłam głowę ku niebu.

`Włącz : KLIK - Autorka`

W moje nozdrza wdarł się zapach parzonej kawy, którą wprost uwielbiałam najbardziej na świecie. Do kawiarni doszłam za tym cudownym zapachem, który otoczył całe miasto. Rozpięłam płaszcz ukazując moją bluzkę z piżamy i ustawiłam się w kolejce za gromadą niewyspanych, marudnych ludzi, z których każdy zaczął narzekać, to na złą pogodę, to na pracę. Chciałam się dołączyć, ale bałam się, ze skasuję ich moimi problemami : matka podczas kryzysu wieku średniego, ojciec tysiące kilometrów dalej, ja bez mieszkania szwendająca się po całym Londynie z piżamie, o tak, to brzmiało nieźle. Zaśmiałam się na widok pewnego nieporadnego blondyna, który próbował unieść w jednej ręce 5 białych kaw.
- Czekaj, pomogę Ci... - podeszłam do niego i próbowałam mu zabrać nadmiar kaw. Raz na jakiś czas wypadałoby pomóc komuś w potrzebie. - Podaj mi tylko... - wydukałam spoglądając ukradkiem na blondyna, który lekko się zarumienił. Coś odwróciło moją uwagę i nie zauważyłam, gdy blondyn podawał mi jedną z kaw, a jako, ze mój poziom pecha dzisiaj był maksymalny zdarzyło się to, co zdarzyć się mogło. Kawa wysunęła się z ręki chłopaka i całą wypłynęła na moją bluzkę. Czułam jak cały dekolt roztapia się pod wpływem ciepłej wody, a bluzka przylega do całego ciała.
- Przep-raszam - zaczął blondyn, ogarnęła mnie wściekłość, nie miałam nic na przebranie. Spojrzałam na zakłopotanego chłopaka, ten uśmiechnął się lekko, ale za to cudownie, ze aż musiałam wstrzymać oddech. - Emmm..- podrapał się po głowie, rozglądając po pomieszczeniu, ale czułam jego wzrok na swoim ciele. - Może... chodź do mnie, dam Ci coś na przebranie, co ?
- Niee, nie trzeba dam radę. - warknęłam zła, jeszcze brakowało, żebym ja wparowała do łóżka z jakimś kolesiem. Nieważne jak bardzo przystojnym... Przyjrzałam się blondynowi z bliska, jego oczom, włosom, temu charakterystycznemu uśmiechowi. - Ty.. Ty jesteś... -  zaczęłam głośno, ale blondyn zatkał mi usta ręką.
-Cii.. ! - szepnął wybałuszając oczy na mnie. - Jesteś fanką, tak ? Dam Ci autograf, co tam chcesz, ale nie krzycz. - wyrwałam sobie jego rękę z twarzy.
- Nie jestem fanką - warknęłam mu w twarz, lekko posmutniał. - Ale ty znasz się z tym Harrym, noo.. - zamyśliłam się, jak on miał na nazwisko ? - Tym Harrym, takim, takim... no kurna, cztery sutki, no ! - wrzasnęłam na cały głos zdenerwowana z powodu swojej krótkiej ale rzeczowej pamięci.
- Aaaa... - Blondyn domyślił się, o kogo chodzi. - Styles..? Loczek, no tak, cztery sutki, racja. - z moich ust wydobył się cichy harkot.
- Tak, o to chodzi, powiesz mi gdzie on mieszka ? - przeszłam do sedna sprawy, zanim doszedł do mnie sens tych słów. Chciałam zamieszkać w domu razem z piosenkarzem najnowszego boysbandu.
- Mieszkam z nim, ja i jeszcze 3 innych. Z chęcią Cię tam zaprowadzę. - zgodziłam się, przytakując głową. Już nawet nie przeszkadzało mi 5 nieznanym mi kolesi, ważne, żebym miała gdzie mieszkać. Jak się dowiedziałam, blondyn miał na imię Niall i strasznie dużo gadał. Podczas 15 minutowej przechadzki dowiedziałam się wielu istotnych szczegółów poczynając od ostatniego wypadu do klubu, po najnowsze plany na weekend. Niall miał w sobie coś, co nakazywało mi się uśmiechać za każdym razem gdy na mnie spojrzał. Szczerze uśmiechać... Doszliśmy na miejsce i staliśmy pod wielkimi drzwiami średniej wielkości apartamentu. Wstrzymałam oddech i powoli przekroczyłam próg mieszkania, czułam jak moje serce stanęło w miejscu...

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, miło mi czytało się komentarze do 1 rozdziału, także zawzięłam dupę i prosze oto efekt. Pisałam to do 2 w nocy i dokańczałam popołudniu. Mi osobiście rozdział się nie podoba, ale musiałam przedstawić Wam stosunki pomiędzy Amy, a jej matką... Zapraszam do komentowania.

8 komentarzy:

  1. ale ja cię kocham ;D
    świetnie piszesz. na prawdę, podziw ;)
    Czekam na ciąg dalszy !

    OdpowiedzUsuń
  2. suuuperrr... !!!

    Pisz dalej.

    NiallGurl

    OdpowiedzUsuń
  3. super czekam na jeszcze;)
    zapraszam: http://www.photoblog.pl/loveonedirectionlove/112813923

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. mam napisaną połowę, ale jakość mi brak sił ;<

      Usuń
  5. No weź NAM tego teraz nie rób...
    Naprawdę świetnie Ci idzie !!!
    Zresztą nie martw się jak Tobie nie będzie się coś podobało...
    Na pewno spodoba się NAM... ;D
    Pisz dalej, proszę.
    Pozdrowionka
    Meliskaaaa

    OdpowiedzUsuń
  6. No, no. Się rozkręca się ;]

    OdpowiedzUsuń