Strony

piątek, 3 lutego 2012

5. 'Wycieczka rollercosterem.'

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i rwącym bólem w klatce piersiowej. Powieki nie chciały mi się otworzyć, ale gdy już je zmusiłam do posłuszeństwa, oczy zaczęły ogromnie piec, a w ustach miałam sucho.  Normalka, kac. Tylko ile ja wczoraj wypiłam i... co w ogóle robiłam ? Przeciągnęłam się długo, a ręką przez przypadek potrąciłam jakieś bezwładne ciało. Zwróciłam głowę w tamtym kierunku i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Harrego z rozkopanymi włosami na głowie z uśmiechem na twarzy.
- Wstałaś już, kotku? - zapytał ochrypłym głosem zbliżając się i próbując objąć mnie ręką. Może nie jestem jakaś super fanką zespołu, ale swoje wiem, a co najważniejsze wiem to, ze Harry zawsze sypia nago. Wyparowałam z pokoju i czym prędzej udałam się do łazienki po drodze utykając o puste puszki piwa. Cholera... W całym domu śmierdziało fajkami i innym świństwem. Jedno, zasadnicze pytanie: Co się wczoraj stało ?

- Pocałuj mnie. - mruknął Harry zbliżając swoje usta do moich.
Skamieniałam. Dalam się ponieść emocjom, przechyliłam głowę z prawo i zmniejszyłam odległość pomiędzy nami do milimetrów. Kiedy już nasze usta były ze sobą połączone czułam jego dłoń na moim policzku i wzrok pozostałych chłopaków, którzy zapewne gapili się na nas z otwartymi buziami. Jedno było pewne, całował po mistrzowsku tak... zmysłowo i czule.
To on pierwszy oderwał się ode mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Zadanie zaliczone, piękna.


A wtedy pojawia się wielka czarna plama. Znużona oparłam głowę o szafkę w łazience i spojrzałam nieprzytomnie na swoje odbicie w lustrze. Pod oczami miałam wielkie cienie, szminka roztarła mi się we wszystkie możliwe strony, a starannie ułożone włosy przypominały pobojowisko po wojnie. W głowie chaos i na głowie chaos.
Wyszłam z łazienki w poszukiwaniu jednego z pustych pokoi, w którym podobno jakiś czas mieszkała siostra Louisa. Idąc długim jasnym korytarzem, mijając stare obrazy, potykając się o stare skarpetki, wysilałam swoją pamięć, aby wydarzenia ostatniego wieczoru powróciły do mnie w całej okazałości. Na marne, oczywiście, a jak.  Po chwili wparowałąm do jakiegoś pokoju z różową tapetą na ścianach. Na ustach pojawił się grymas i wizja, że wkrótce będę musiała tu spędzać całe dnie. Podeszłam do szafy, otwierając ją trochę zbyt gwałtownie.  Z drzwiczek odczepiło się jedno zdjęcie i opadało powoli na ziemię tworząc w powietrzu różne wzory. Schyliłam się wzdychając ciężko przyglądając się zdjęciu. Przedstawiało ono Harrego opartego o ścianę jakiegoś budynku, a obok niego Louisa ubranego w pasiastą koszulkę, szelki i kolorowe spodnie, uśmiechającego do brunetki po jego prawej stronie. Te same rysy twarzy i ten wspaniały uśmiech wyjaśniły mi, ze musi to być siostra Louisa, Fizzy. Odłożyłam zdjęcie na miejsce i sięgnęłam do szafy po wygodne dresowe spodnie sportową bluzkę. Związałam dla efektu włosy w wysoki, koński ogon i obejrzałam całokształt w lustrze. Wbiegłam na szybko do kuchni, napiłam się wody z kranu, gasząc pragnienie. Na szybko ubrałam czyjeś trampki, ubrałam sportową kurtkę i wyszłam na palcach z mieszkania. Ostry, mroźny wiatr wbijał mi w twarz szpilki, przy okazji malując moje policzki na mocną czerwień.  Po chwili pożałowałam, ze w ogóle ruszyłam się z łóżka. Stuknęłam się potężnie w czoło, odnotowując w pamięci, aby następnym razem zaufać intuicji. Westchnęłam po raz ostatni i biegiem ruszyłam przed siebie.
Londyn był pusty. Tylko debil mógł wybrać się w taką pogodę gdziekolwiek poza swoje cztery ściany. Biegłam nadal przed siebie rozglądając się wokół i co chwilę poprawiając włosy. Po 10 minutach dosyć szybkiego truchtu, byłam już tak zmęczona, ze zaczynało brakować mi powietrza. Przystanęłam na chwilę chwytając się za bok i oddychając ciężko. Schylona tak znacznie lepiej mi się oddychało i bezbronnie gapiło na mokry chodnik.
- Khem, khem. - usłyszałam damski głos dobiegający za mną.
Odwróciłam się gotowa na kolejne zaczepki brytyjskich dam.
- AMY ?! Co Ty tu robisz ?
- Camillie ? Co TY tu robisz ? - Przede mną stałą w całej okazałości moja koleżanka  ze szkoły dla artystycznie uzdolnionych im. księcia Williama. Czarny firmowy płaszcz i torebka od Gucciego dodawały jej lat, ale spoglądając na jej twarz miało się wrażenie, ze ma swoje upragnione 17 lat.  Cam spojrzała na mnie mrużąc podejrzanie oczy, ale nadal nie wypadła z gry.
- Co Cię tu sprowadza ? - powiedziała przenosząc ciężar ciała z lewej, na prawą nogę.
- Biegam sobie, tak tylko... - zmieszałam się. Spotkanie a Camillie Breaks z samego rana zwiastowało na prawdę zły dzień. To dopiero początek tej męki.
- Tak... - zmierzyła mnie wzrokiem, podnosząc brwi na opłakany widok moich tenisówek. - Dlaczego zrezygnowałaś ze szkoły? - Cała magia Camillie, nie wiadomo jak bardzo zszokowana by była, nigdy nie odpuści i zostawi Cię w spokoju.
- Zrezygnowałam? - Poczułam jak krtań odmawia mi posłuszeństwa.
- Tak. Wczoraj przyszła Ms. Jones na zajęcia i powiedziała, że zrezygnowałaś. Cała szkoła o tym huczy. Wspaniała Amy Flack olała szkołę i uciekła z domu. - Dokładnie zaakcentowała ostatnie słowa skutecznie przy tym wytrącając mnie z równowagi.
- Nic takiego nie miało miejsca. - Uwielbiałam te nasze inteligentne pogawędki.
- Tyle dobrze. - wysiliła się nawet na sztuczny uśmiech. - Krążą plotki, ze Twoja matka za tą całą ucieczkę, wkurzyła się i wypisała Cię ze szkoły. Sam Josh Millington jak oszalały biegał po szkole i ogłaszał, że już nie chodzisz do szkoły, ze cię wylali.- wzruszyła ramionami, udając, ze nie zauważyła mojego odruchu wymiotnego na dźwięk nazwiska "Millington" i odeszła w rytm nadawany przez jej szpilki zostawiając mnie samą. Miałam podstawy, żeby zamordować Josha, ale tego nie zrobiłam. Przez cały czas, udawałam, ze panuję nad sytuacją.
Pobiegłam w stronę... domu. Nadal ciężko mi było się przyzwyczaić, żeby nazywać szpital psychiatryczny swoim domem. Tylko tam, było dla mnie miejsce. Wparowałam do domu i głośno trzasnęłam drzwiami zapominając, ze pewnie cały dom ciągle śpi.  U progu drzwi przywitał mnie Liam wypijający dzbanka wodę. Uśmiechnęłam się na myśl, ze kiedy ja gasiłam pragnienie nikt mnie nie widział.
- Hej Ams.
- Cześć. - Liam zmierzył mnie wzrokiem:
-Byłaś biegać? - w jego głosie wyczułam ironię.
- Tak, w końcu... - przerwałam udając, ze przypatruję się wazonowi - trzeba dbać o kondycję.
Liam przytaknął mi i udał się w stronę pokoi.
-Ehm... - westchnęłam. - Liam..? - krzyknęłam za nim, a w głowie mi się łomotało.
- Tak?
- Posłuchaj... - podeszłam do niego bliżej, żeby jak najciszej powiedzieć: Co się właściwie wczoraj stało ?
Liam tylko zaśmiał się krótko i spojrzał na mnie wybałuszając oczy.
- Na prawdę nic nie pamiętasz? - szepnął, a ja przytaknęłam.
-Tak jak ja. - wzruszył ramionami, czym wprawił mnie w osłupienie. Myślałam, ze chociaż on powie mi, dlaczego wylądowałam z Harrym w jednym łóżku. Jeśli on nie wie, to nikt nie wie.
- Ahh, Amy..? - zapytał przyglądając się opiekuńczo. Spojrzałam tylko oczyma pełnymi łez. - Co się stało?
Przenieśliśmy się na kanapę w salonie. Ukryłam twarz w dłoniach, powoli wypuszczając powietrze.
- Jestem w 99% pewna, że moja, jakże opiekuńcza (Liam prychnął) Mamusia wypisała mnie ze szkoły i odcięła mi wszelkie środki na koncie. - wyrzuciłam z siebie.
- To wszystko? Proszę Cię, zawsze mogło być gorzej.
- Nie! - warknęłam. - Szkoła to dla mnie ogromna szansa. Miałam ją skończyć, iść na Harvard. Zdobyć kierunek i wykształcenie, znaleźć pracę, nie dlatego, ze jestem córką Flackówny, tylko, ze coś potrafię zrobić. Że potrafię coś osiągnąć...- powiedziałam przez łzy, czym wybiłam Liama z tropu.
Chłopak przysunął do mnie i pocałował w czoło.
- Nie martw się na zapas. Wierzę, że Ci się uda. - nie dało mi to wielkiego pocieszenia, ale jakieś zawsze. Liam po chwili odszedł zostawiając mnie samą wpatrującą się w haftowane poduszki. Niestety nie zbyt długo mogłam nacieszyć się samotnością, do której byłam przyzwyczajona. W domu całe dnie spędzałam gapiąc się za okno, a tutaj? Ciągle ktoś... żył.
- Amy? - usłyszałam głos Harrego. Jest źle. - Gdzie wybiegłaś rano? - w głowie czuć było oskarżenie.
- Biegać - mruknęłam i pośpiesznie poszłam do kuchni.
- Hej, czekaj coś nie tak? - pobiegł za mną. Cholera jasna.
- Harry, mogę Cię o coś zapytać? -  zmusiłam się do zadania tego pytania w międzyczasie sięgając do lodówki, po jogurt.
Gdy przytaknął mi głową zaczęłam się bać. Czy chciałam usłyszeć, co tak na prawdę się wczoraj stało? Nie... Nim zdążyłam się powstrzymać, uderzyć w głowę młotkiem, czy czymkolwiek ciężkim wyparowałam:
-Jak to się stało, ze wylądowaliśmy w jednym łóżku?
Harry zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się.
- Sama chciałaś. - nie przestawał się uśmiechać.
- Niee.. - pokręciłam przecząco głową. - Niemożliwe. - Harry jakby... posmutniał. - Nie to, ze ten, nie....- zaczęłam machać rękami, jakbym chciała uciec od przeszłości, ale mi się nie udawało.
- Nie bój sie.. - chwycił mnie za nadgarstek. - Do niczego nie doszło. - podniósł lekko kąciki warg i puścił mnie.
- T-to... dobrze. - spojrzałam na niego wielkimi oczami. Zbliżał swoje usta do moich, a ja stałam w miejscu jak idiotka, bo... sama tego chciałam. W końcu nasze usta się spotkały, na sekundę, dwie, na wieczność. Harry rękę przejeżdżał delikatnie po moich plecach, a ja założyłam mu ręce na ramiona. Staliśmy tak całując się dosyć długo, póki nie odsunął się ode mnie ze sprytnym uśmieszkiem.
-Nie wmówisz mi, że Ci się nie podobało. - czułam jak moje policzki robią się czerwone, oczy iskrzą. Owszem, podobało mi się. Od odpowiedzi uratował mnie dzwonek do drzwi. Obiecałam sobie, że wyczyszczę buty osobie, która właśnie zaszczyciła nas swoją obecnością. Harry poszedł otworzyć, a ja zostałam w kuchni nadal z rumieńcem na policzkach. Po chwili wrócił z niewesołą miną. Kolejne wspaniałe wieści?
Za nim szedł wysoki szatyn, emanując pewnością siebie i wytrwałością w celu. Nie wiem, co bym oddała za to, aby rzucić się z mostu po drodze do domu.
- Amy - powiedział uśmiechnięty Harry wskazując na chłopaka - To mój najlepszy przyjaciel Josh Millington.
Tak, tak. Przede mną w całej swojej gównianej okazałości stał powód, dla którego moi rodzice nie sa już małżeństwem. To wszystko było jak jedna, wielka, niekończąca się wycieczka rollercosterem.

_______________________________________
nie podoba mi się
dodaję, bo wyjeżdzam do Londynu na tydzień i mnie będzie.
Pisane, podjadając siostrze Delicje Szampańskie o smaku wiśniowym.

napisałam jednoparta: http://just-one-part.blogspot.com/

8 komentarzy:

  1. wooooooow *.* Harry taki, taki,taki mrał . XD a ona taka taka wrrr .. i oni .. awww. XD nie umiem sie wysłowić. to jest świetne i chce następny rozdział *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahhaha, jak to przeczytałam dostałam ataku śmiechu i przez 5 minut lezałam ze śmiechu na ziemi ;d

      Usuń
  2. super bardzo mi się podoba czekam z niecierpliwością na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. świetnie . Zapraszam do siebie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny :)
    kiedy kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Podniecające ;p. Fajnie piszesz i co najważniejsze nie zanudzasz ;]

    OdpowiedzUsuń